czwartek, 2 czerwca 2016

"Mara Dyer. Zemsta", Michelle Hodkin



TAJEMNICA | PRZEMIANA | ZEMSTA

Że niby finalny tom trylogii ma być ostatecznym domknięciem wątków z całej serii, ofiarowując czytelnikowi dostateczną ilość odpowiedzi, by czuł się usatysfakcjonowany? Ponieważ dla Michelle Hodkin koncept ten wydaje się obcy. Na przestrzeni poprzednich tomów przeszła z romansu pomieszanego z mrocznym thrillerem psychologicznym do niemniej schizowego dokopywania się do źródeł paranormalnych zdolności, pomieszanych ze szczyptą freudowskiej psychoanalizy i genetyki. Aby ubarwić fabułę autorka dodała niepokojące halucynacje, lunatykowanie, depresję, amoralne zachowania i psychicznego maniaka oraz szaloną panią doktor jako wrogów numer jeden. 

Widać, że coś chciała z tymi wszystkimi wątkami zrobić i wystartowała z bardzo wysokiego poziomu pierwszymi rozdziałami. Szpital psychiatryczny, kolejne eksperymenty i rozdwojenie jaźni. Mara czuje się, jakby znajdowała się w swoim ciele, a jednocześnie poza nim, jakby jej miejsce zajęła jakaś inna istota krępująca jej ruchy. Wstęp do Zemsty reprezentuje atmosferę, jaką czytelnicy pokochali w poprzednich tomach - szalenie groźną i niebezpiecznie intrygującą. Hodkin przesuwa charakterystyczne dla Young Adult granice, na ziemię kapią ciężkie krople krwi, martwe ciała zsuwają się na podłogę, natomiast ostrza lśnią od metalicznej cieczy. Język autorki i sposób, w jaki buduje klimat, jest bardzo sugestywny i wbrew pozorom wcale tak daleko nie zagłębia się w okrutne detale. Najgorsze sceny pozostawia wyobraźni czytelnika, fenomenalnie układając napięcie wokół przemilczanych szczegółów.

Pisarka ustawia intrygi na intrygach, pytania dotyczące szpitala psychiatrycznego i zdolności Mary piętrzą się wraz z kolejnymi rozdziałami. I to jest ten problem. Jak fascynujące i zaplątane wydawałyby się na początku, istnieje szansa, iż nie uzyskacie na nie odpowiedzi aż do końca. Michelle Hodkin wykreowała frapujących bohaterów, dlatego bolało mnie, kiedy nie otrzymałam satysfakcjonującego domknięcia ich kwestii. Psychiczny maniak otrzymuje tutaj drugie dno, pogłębiony rys biograficzny oraz zagadkową przeszłość skrytą w pilnie strzeżonych kartotekach, natomiast szalona pani doktor ma w sobie więcej, niż schematyczne tytuły. Cieszyłam się z najdrobniejszych detali na ich temat, póki mogłam, ponieważ w trakcie lektury rozpływają się gdzieś wśród innych wątków. W ich przeszłości drzemie jeszcze wiele do eksplorowania, z chęcią poświęciłabym czas na lekturę skupioną bardziej na osobie Jude'a i jego pokręconych, niewytłumaczalnych wahań nastroju czy doktor Kells i jej eksperymentach. 


Na szczęście nie tylko postaci drugoplanowe dają do myślenia, ponieważ największa gwiazda powieści lśni jak najbardziej prawidłowo. Mara Dyer i jej zabójczy umysł są przecież powodem wszelkich intryg, ciężkiej od zapachu krwi atmosfery, źródłem dla nowych manipulacji. Od pierwszego tomu w bohaterce widać siłę i niezależność, jednak dopiero Zemsta potęguje te cechy, przekładając je na większą wiarę we własne możliwości. Protagonistka z łatwością sięga po śmiercionośną broń własnego umysłu równie często, co po bardziej przyziemne wersje narzędzi zbrodni. Nie jest przerażoną, typową dla Young Adult we wstrzymywaniu swoich mocy dziewczyną, czym Hodkin jeszcze dalej odsuwa wytyczone przez gatunek normy. Mara ma całą kartotekę chorób psychicznych, co kreuje z niej postać niepokojącą i nieprzewidywalną, lecz - co najważniejsze - przykuwającą ciekawskie spojrzenia czytelników

Drugi z protagonistów, Noah, sprawia wrażenie zbyt wyidealizowanego w swoich zaburzeniach, co prawda nie tak drastycznych w skutkach. Złapałam się na tym, że nie potrafię zrozumieć jego depresji, ani co popycha go do autodestrukcyjnych przemyśleń. Chłopak ma niezwykle bogate życie wewnętrzne i przepiękną duszę, a rozdziały z jego perspektywy zawsze wydawały mi się zjawiskowe w feerii uczuć. Już w pozostałości jego charakterystyki autorka poszła nieco na łatwiznę, zostawiając nas z portretem dawnego bad-boy'a, którym należy się zaopiekować. Trochę tani chwyt jak na pozycję dalece wykraczającą poza standardy Young Adult. Już w Przemianie relacje Noah i Mary nie chwytały mnie za serce tak samo, jak w Tajemnicy, ich wątek gubi się gdzieś wśród wspomnień babci dziewczyn czy poszukiwania odpowiedzi, jaką są Horyzonty. Bardzo mało ich w tym tomie, natomiast wciąż łapałam się na tym, że jakoś trudniej mi się oddycha gdy prowadzili jeden z nielicznych dialogów, więc fani tego pairingu będą zadowoleni.


Michelle Hodkin dała o jedno kiczowate rozwiązanie za dużo, jak na tak dobrze zapowiadającą się serię, bez ładu i składu wieńcząc trylogię. Po mocnym starcie gdzieś po drodze początkowe koncepcje zaczęły się sypać, choć autorka w pocie czoła dosypywała nowych zagadek i spekulacji. Manipulacje działały doskonale, póki Mara nie rozpoczynała rozmowy z którymś z towarzyszących jej nastolatków. Oczywiście, Jamie był prześmieszny, jak z rękawa sypał odniesieniami do popkultury, puszczając oko do fanów literatury czy kinematografii, ale nie byłam w stanie złapać tej nici przyjaźni niby łączącej go z protagonistką. Przy okazji Hodkin zbyła Stellę, niby wprowadzając kolejny pierwiastek żeński, nie w pełni z niego korzystając. Ich poszukiwania prawdy na temat Horyzontów momentami niemiłosiernie się dłużyło, a pół zabawne-pół niezręczne wymiany zdań nie ratowały sytuacji.

W pewnym momencie coś zaczęło mi nie pasować. Po pierwszym tomie bardzo utkwił mi w pamięci niewiarygodnie dobry styl pisarki, który doskonale wpasowywał się w moje gusta i zaspokoił wrażliwość na funkcję poetycką tekstu. Natomiast już w polskim tłumaczeniu połowa dialogów brzmiała, jakby na siłę wymuszano na nich młodzieżowy slang, uzupełniany w narracji o kolejne, niepasujące kompletnie do atmosfery wypowiedzi. Przekład spisywał się świetnie, gdy chodziło o naukowe opisy chorób, objaśnianie zawiłych ścieżek genetyki czy przedstawienie zawikłanego umysłu Mary, lecz w całej reszcie słownictwo mnie po prostu bolało. Na ostatnią ćwiartkę książki przeniosłam się na oryginał i ogromnie żałuję, że nie zrobiłam tego na początku. Żeby się dobić, sprawdzałam później wersję angielską z polską i wiecie, jaki jest mój faworyt? He was real znalazło się w tłumaczeniu w postaci Był w realu. Trzymajcie mnie.



Mara Dyer jako seria należy do jednych z najlepszych młodzieżówek na rynku wydawniczym, tylko nie poszczęściło się jej z finałem. Michelle Hodkin zbyt dużą uwagę skupiła na nieustannym intrygowaniu czytelnika kolejnymi wątkami, ostatecznie zapominając, że wypadałoby większość z nich wyjaśnić. Dała znać, że bohaterowie są częścią większej całości, natomiast ostatecznie zostali zamknięci w kokonie własnej rzeczywistości, bez szerszych perspektyw. Największym atrybutem Zemsty są nietuzinkowi, problematyczni bohaterowie oraz emocje, jakie wywołują – strach, fascynacja, niepewność. Autorka nie waha się przed odważniejszymi rozwiązaniami fabularnymi, dlatego chciałabym zapamiętać trylogię jako właśnie taką – mroczną, zaskakującą, trzymającą w napięciu, przerażającą. Finałem chyli czoła ku wielbicielom książkowego romansu, ponieważ zafascynowanych kwestiami psychoanalizy delektowała już wcześniej. Szkoda, że Michelle Hodkin nie udało się pogłębić wątku rozdwojenia jaźni, niepewności względem tego, co należy do rzeczywistości, a co do sfery wyobraźni, tych elementów typowych dla thrillera psychologicznego, widocznych w poprzednich tomach. Patrząc na serię jako całokształt polecam ją z czystym sumieniem, ponieważ nie bez powodu zdobyła rozgłos i uwielbienie w wielu krajach na całym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz