Oprawcy i uciśnieni, uprzywilejowani i
ci powoli doprowadzani do ruiny, posiadający władzę i władani – zawsze schemat
wygląda tak samo. Ludność pod okupacją musi wyrzec się swojej kultury, języka,
obyczajów, gwałtem podporządkować się niechcianej asymilacji, bez poszanowania
podstawowych praw człowieka. Podczas gdy wielu ugina się pod stalową ręką
okupanta, inni decydują się działać. Zaczyna się od kilku osób, od małej iskry,
pierwszych szkiców i zarysów planów. Bo
nawet w ruinie gdzieś tli się jeszcze niedopałek w popiołach, żarzący się
węgiel, który jest w stanie rozpętać prawdziwy pożar.
Odkąd Scholarzy zostali wcieleni do
Imperium przez Wojan, mogli zapomnieć o godnym i dostatnim życiu; to kasta
biedna, nieustannie inwigilowana, niepewna jutra. Laia nigdy nie pielęgnowała silnej
potrzeby zemsty na oprawcach, nie rozpalała w sobie ognia buntu. Jednak kiedy
Maski zjawiają się w nocy – zawsze przychodzą w nocy – oskarżając jej brata o
zdradę przeciwko Imperium, dziewczyna będzie zmuszona zwrócić się o pomoc do
ruchu oporu. Rebelianci stawiają jeden warunek: uwolnią Darena, jeśli Laia jako
niewolnica będzie szpiegować komendantkę Akademii Czarnego Klifu.
To tam szkolą Wojan na bezwzględne
Maski, utrzymujące porządek w Imperium; stamtąd wychodzą wytrwali i niezłomni
żołnierze na niemalże dożywotniej służbie. Elias, jeden z najbardziej
obiecujących adeptów, już nie jest pewien, czy właśnie w roli zimnokrwistego zabójcy
chciałby spędzić kolejne lata. Wkrótce przekona się, że własny los tak naprawdę
nie spoczywa w jego rękach, że uczestniczy w większym planie, że obok niego
gromadzą się siły, będące w stanie zniszczyć cały świat.
"(...), jesteś żarzącym się węglem w popiele. Będziesz strzelał iskrami i palił, siał spustoszenie i niszczył."
Pustynne krajobrazy, gorące powietrze
szczypiące w oczy, cała atmosfera krainy
spalonej słońcem przypomina klimat The
Wrath and the Dawn Renée Ahdieh.
Tam inspiracją były Baśnie tysiąca i
jednej nocy, czyli fuzja kultury inydjsko-perskiej, egipskiej,
bliskowschodniej; Imperium ognia
czerpie z podobnych źródeł, widać tu wpływ wierzeń ludowych,
charakterystycznych dla religii islamu, są legendy o dżinnach, złośliwych
duchach ifrytach, pustynnych ghulach. Sabaa Tahir, podobnie jak Ahdieh, bardzo
subtelnie macza palce w czarnej magii. Obie autorki traktują wątek paranormalny jako dodatek do tła,
kreujący atmosferę mistycyzmu i niebezpieczeństwa wywołanego wpływem sił
wyższych. Magia niewątpliwie dodaje smaczku, lecz jej potencjał w pierwszym
tomie zostaje jedynie delikatnie zarysowany. Może to wynikać z faktu, że
narracja pierwszoosobowa – naprzemiennie z perspektywy Eliasa i Lai – ogranicza naszą wiedzę; kulisy
intryg i mrocznych czarów pozostają poza naszym zasięgiem. Retardację akcji
pozostawia na dialogi i pogłębienie portretów psychologicznych postaci,
natomiast przez resztę czasu zachowuje dynamizm
i wytrwale trzyma w napięciu.
Z perspektywy Lai chwile niepewności
związane są z jej szpiegowską misją i nieprzewidywalną okrutnością komendantki.
Do Czarnego Klifu trafia jako osoba słaba, aczkolwiek trzymająca się jasno
wyznaczonego celu, nawet ostatkami sił. Podobnie
jak Raven Reyes, bohaterka serialu The
100, zostaje zahartowana przez cierpienie i fizyczny ból, choć sama do
końca nie zdaje sobie z tego sprawy. Cała metamorfoza przebiega w ciszy,
składa się drobnych detali i małych, choć decydujących, incydentów. Właśnie
takie przemiany mają w sobie potęgę, są wiarygodne, lecz nade wszystko
imponujące.
Skoro już na wstępie obok postaci
kobiecej ukazała się również persona płci męskiej, wnioski dotyczące
potencjalnego romansu nasuwają się same. Właśnie tu Tahir poniekąd zaskakuje,
ale i zaskarbia sobie moją sympatię, bowiem autorka zamiast przyspieszyć tak
wyczekiwany przez wielu czytelników wątek, zamiast wcisnąć go w ramy pierwszego
tomu, postanawia go wręcz spowolnić. Coś jest w ich spojrzeniach, coś dostrzega
się w ich gestach, coś kształtuje się w ich umysłach – ów magnetyzm od początku nie pozwala wątpić, iż są sobą zaintrygowani.
Sabaa Tahir nie stara się na siłę wcisnąć w ich serca miłości, w ich usta
szkielety ckliwych wyznań, ponieważ w obliczu panującego wokół nich huraganu wypadłoby
to nienaturalnie.
Imperium ognia to dosyć mroczna pozycja, choć nie w ten przytłaczający
sposób.
Autorka poskąpiła naturalistycznych czy wręcz werystycznych opisów, mimo że
okrucieństwo wpisuje się w codzienność polityki oraz mentalności Imperium. Kary
cielesne, gwałt, zabójstwa z zimną krwią, pola bitwy – podobne wątki nie tworzą
razem przyjemnej tematyki, a w Akademii niemalże nie sposób od nich uciec. W
znaczący sposób wpływa to na psychikę
Eliasa, powoli go wyniszcza, zamyka go w sobie, trawi koszmarami i mrocznymi
wizjami. Jak Laię los hartuje w ogniu, tak jego zdaje się wykuwać w lodzie.
Oczywiście są też silne postacie
męskie, takie jak Elias, jego dziadek, czy prowadzący ruchu oporu Mazen, lecz
jako zażarta propagatorka girl power
nie mogę powstrzymać się od podkreślenia roli płci żeńskiej. Zwłaszcza, że są to kobiety będące w stanie zmienić bieg
historii w sposób jak najbardziej naturalny i zintegrowany z fabułą, bez zbędnej idealizacji czy
hiperbolizacji ich zasług.
Elementami powstrzymującymi mnie przed
nazwaniem pozycji wybitną są opisy. Ich zwięzłość doskonale wpasowuje się w
dynamikę powieści, niemalże nieustającą akcję, jednak jako wielbicielka detali
czuję się nieco zawiedziona. Zwłaszcza, że Imperium, a w nim Scholarzy,
Wojanie, czy inne ludy, są w pełni efektem wyobraźni Saby Tahir, więc tylko ona
jest w stanie uzupełnić wybrakowane miejsca. Kreacja świata przedstawionego została rozbudowana na tyle, by
zaspokoić ciekawość czytelnika, jednak nie powala na kolana, nie
obezwładnia bogactwem kultury i obfitością obyczajów. Nie jest to wada rażąca w oczy, spokojnie można obejść się bez
szczegółowych deskrypcji, aczkolwiek – zwłaszcza w wątkach fantastycznych,
paranormalnych – poniekąd tego właśnie oczekuję.
"Jesteście aspirantami. Wasze kroki odbijają się echem w piaskach i gwiazdach."
Esencją Imperium ognia wcale nie jest antycypowany przez część czytelników
romans, a próba odnalezienie siebie samego w najciemniejszych miejscach, o
godzeniu się ze stratą, o wybieraniu mniejszego zła w walce o własną przyszłość
i tożsamość i, tak, również o relacjach zrodzonych z nienawiści, ale odgórnie
narzuconej przez przynależność do kasty. Lektura została stworzona z myślą o osobach
łaknących zajmującej fabuły oraz wartkiej akcji na tle nieskomplikowanego świata
fantastycznego, okraszanego niebezpiecznymi wyzwaniami i czarną magią. Choć
pozycję zaliczyłam do tych mrocznych ze względu na przejawiające się w niej
okrucieństwo, to warto zwrócić uwagę na sam fakt, iż jest to również
młodzieżówka – dlatego też w tym kontekście osoby o słabych nerwach nie mają
się czego obawiać.
Seria/cykl wydawniczy: An Ember in the Ashes #1
Wydawnictwo: Akurat