niedziela, 27 września 2015

"The Wrath and the Dawn", Renée Ahdieh



Pierwotna wersja Baśni tysiąca i jednej nocy, znana wtedy pod zbliżoną nazwą Tysiąca nocy, powstała już w X w. i stanowiła element literatury Iranu. Jednak z wiekami znajdowała innych twórców, kolejne baśnie modyfikowano bądź zastępowano innymi, kultura arabska miesza się w ostatecznej wersji z bajkami indyjsko-perskimi, bliskowschodnimi a w pewnym momencie nawet egipskimi. Wiemy na pewno, że przez setki lat ewolucji tłumaczeń i opracowań zachowała się klamra kompozycyjna, rama Baśni - historia o Sheherezadzie, która przedstawia główne źródło inspiracji dla współczesnej pisarki Renée Ahdieh.

Każdego dnia młody kalif Khorasanu bierze za żonę inną dziewczynę. Każdy świt zwiastuje kolejną śmierć. Zaledwie szesnastoletnia Shahrzad jest zdeterminowana, by zapobiec morderstwom i pomścić najdroższą przyjaciółkę, Shivę, która padła ofiarą wschodu słońca. Nie tylko zgłasza się jako ochotniczka na kolejną żonę, lecz ma zamiar przeżyć pierwszy świt, a potem drugi i jeszcze następny - ile tylko będzie potrzeba, by raz na zawsze pozbyć się potwornego kalifa.

Shahrzad zaczyna snuć historie o dalekich wyspach i ukrytych skarbach, urywając je w kulminacyjnym momencie na granicy nocy z dniem, by zaintrygowany kalif pozwolił jej kontynuować opowieść po zmierzchu, tym samym darując jej życie. Słuchający w jej oczekiwaniu na świt Khalid wcale nie przypomina morderczego Króla Królów, który zabił jej przyjaciółkę i pozostałe, niewinne dziewczyny. Potwór czy zwykły chłopak o udręczonym sercu? Shahrzad przyłapuje się na myśli, że w tych morderstwach musi kryć się coś więcej, że w Khalidzie kryje się coś więcej...

"This dangerous girl. This captivating beauty.
This destroyer of worlds and creator of wonder."

The Wrath and the Dawn stanowi reinterpretację Baśni tysiąca i jednej nocy, fuzję kultur i obyczajów wymarłych cywilizacji, m.in. Imperium Perskiego, Mezopotamii, starożytnej Grecji czy Egiptu. Renée Ahdieh stworzyła własne uniwersum z ruin państw istniejących wieki temu i w pewnym sensie napisała powieść będącą ewenementem w gatunku YA. Osobiście jeszcze nigdy nie spotkałam się z lekturą dla młodzieży, opierającej swe realia na kulturze, chociażby, arabskiej czy hinduskiej, których wpływ wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Autorka zrezygnowała z powielanego, europejskiego modelu monarchii, wprowadzając coś nowego, świeżego, a przede wszystkim po stokroć bardziej efektywnego. Bogactwem i przepychem detali kreśli na oczach czytelnika pustynne, spalone słońcem pejzaże, majestatyczne budowle, feerie barw zwiewnych tkanin i zdobionych szat, upajający zapach kwiatów, mocną woń przypraw i wymyślnych dań. Ahdieh wykreowała fantastyczne i niepowtarzalne tło dla swojej powieści.

Co prawda w uniwersum TWATD występuje również magia, jednak pierwszy tom stanowi bardziej preludium do paranormalnych wspaniałości, które mają jeszcze nadejść. Tutaj czary stanowią wątek poboczny, wspomniany od czasu do czasu, lecz autorka nie przywiązuje do niego większej wagi. Choć magia zdaje się być integralną częścią realiów Shahrzad, zajmuje nadzwyczaj mało miejsca i nie należy wiązać z nią zbyt wielkich nadziei (a posypie się trochę czarnej magii).

"You and your temper, Khalid!"
"No, you and your mouth Shazi."

Jak w Baśni tysiąca i jednej nocy uwaga w pełni poświęcona jest zbiorowi opowiadań, tak tutaj są one dopełnieniem historii, skupiającej się na wątku dziewczyny co nocy zagłębiającej się w świat podań i legend oraz jej relacjach z morderczym królem-chłopcem. Wspaniałe, marmurowe komnaty są tłem dla kształtującej się więzi, dla wątpliwości i motywu zemsty, od którego wszystko się zaczęło. W powieści znalazły się wątki poboczne, momentami towarzyszymy ludziom poza pałacem, osobom bliskim Shahrzad, i rozwijającej się etapami rewolucji. Knowania, spiski, intrygi, czarna magia powinny zapewnić niewyczerpalne wręcz źródło zainteresowania i po części spełniły one swoją rolę. Czułam się trochę zawiedziona lekturą, bo przewracałam kolejne strony w oczekiwaniu na coś spektakularnego, podczas gdy akcja rozwija się powoli, mamy kilka stałych miejsc, w których się formuje. Sądzę, że gdyby nie zwiodły mnie zachwyty zagranicznych blogerów, gdybym wiedziała nieco więcej o tym, czego mogę się spodziewać, pozycja o wiele bardziej przypadłaby mi do gustu.

Niemniej w powieści dzieje się dostatecznie dużo, bym pożerała kolejne rozdziały w zawrotnym tempie. Pewną przeszkodą okazało się nazewnictwo - szat, jedzenia, rodzajów broni - i traciłam trochę czasu na wyszukiwanie w Internecie znaczeń (po czym się okazało, że na samym końcu znajduje się słownik nieznanych wyrazów). Miałam również trudności z rozróżnianiem bohaterów, gdyż przez kolejne rozdziały przewija się cała ich plejada, kształtując kompletny obraz społeczeństwa i realiów kalifatu Khorasanu.

"How could a boy with legions of secrets behind walls of ice and stone burn her with nothing more than his touch?"

W tym wszystkim nie wiem do końca, co sądzić o Shahrzad. Z jednej strony ogromnie cenię sobie jej spryt, inteligencję i cięty język, który wzbudza respekt, ale i prowadzi do konfliktów. Jej potyczki słowne, czy to z Khalidem, Despiną (jej służącą), czy innymi możnowładcami, przedstawiają spektakularne widowisko. Dziewczyna nie tylko wie, jak wyjść z opresji sztuką oratorską, lecz znana jest także z talentu do łucznictwa. Jednocześnie miałam wrażenie, jakby w pozycji miała miejsce niepotrzebna apoteoza postaci, reputacja wyprzedzająca czyny, wywyższenie nie dorównujące rzeczywistemu portretowi. Już od pierwszych rozdziałów Shahrzad zdaje się być wielbiona nie tylko przez Khalida, ale i przez kilku innych, najbliższych mu ludzi - a ja wcale nie wiedziałam, dlaczego nagle określana tak wielkimi słowami. Początkowa władczość i pewność siebie nie znajdują swojego źródła; pochodzi ze średnio zamożnej rodziny, a od razu zachowuje się jak królowa (hm, choć czysto technicznie właśnie nią jest).

Wątek romantyczny, czyli na dobrą sprawę główny element powieści nie powala na kolana, aczkolwiek mam słabość do uczucia rodzącego się z nienawiści, a relacje Shahrzad i Khalida mają swój urok. Znalazło się kilka absolutnie fenomenalnych scen z udziałem tej dwójki, prawdziwie mocnych, a to zakończenie - jestem wręcz przekonana, że nie powstydziłaby się go sama Marie Rutkoski.

"What are you doing to me, you plague of a girl?" he whispered.
"If I'm a plague, then you should keep your distance, unless you plan on being destroyed." (...).
"No." His hands dropped to her waist. "Destroy me."

Reinterpretacje znanych baśni zdają się królować ostatnimi czasy na rynku wydawniczym, lecz Renée Ahdieh stworzyła powieść wyraźne odznaczającą się na tle pozostałych, sięgając do korzeni cywilizacji wschodu. Z każdych stron spływa bogactwo dworskich detali, a opowieści snute przez Shahrzad są idealnym dopełnieniem fabuły, splatając się z nią i nadając lekturze mistyczny, tajemniczy charakter. Świat przedstawiony to największy plus powieści, będący tłem dla stopniowego, spokojnego rozwoju akcji, poprzetykanego prawdziwie interesującymi incydentami. Magia czy motyw narodowo-wyzwoleńczy są jedynie elementami pobocznymi dla romansu, dlatego są pewnego rodzaju ozdobnikiem dla wątku głównego. Gdybym miała jeszcze raz zdecydować, czy warto rozpocząć przygodę z tą lekturą, bez wahania zrobiłabym to ponownie, jednak tym razem bez zbyt wysokich oczekiwań, bez wyglądania spektakularnych cudów. Bo naprawdę warto.

Seria/cykl wydawniczy: The Wrath and the Dawn #1
Wydawnictwo: G.P. Putnam's Sons Books for Young Readers (Penguin Group)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz