wtorek, 29 grudnia 2015

"Serafina", Rachel Hartman



Smoczych powieści czytałam naprawdę wiele; od najmłodszych lat zafascynowana byłam ideą istnienia tak pradawnych i potężnych istot. Sięgam po każdą poświęconą im pozycję, nie tylko znanego wszystkim Eragona Christophera Paolini'ego czy popularny ostatnio Talon Julie Kagawy. Wspominam o tym nie przez przypadek, gdyż Serafina Rachel Hartman zawiera w sobie smoczy pierwiastek i zwyczajnie trudno było mi jej odmówić. Mistrzostwa fantastyki nie osiągnęła, jednak to najlepsza tematyczna pozycja, jaką czytałam od czasów Eragona.

Od wojny minęło niespełna czterdzieści lat, a traktat zobowiązujący ludzi oraz smoki do zachowania pokojowych stosunków utrzymuje wątpliwy spokój w królestwie Goreddu. Burzliwe nastroje podsyca zabójstwo księcia Rufusa, członka rodziny królewskiej, natomiast specyficzny charakter zbrodni wskazuje na robotę potężnych, legendarnych kreatur. Pośrednio uwikłana w sprawę zostaje Serafina, uzdolniona, szesnastoletnia muzyczka, gdyż jej nauczycielem jest akurat smok, Orma. Dzięki dziedzictwu pozostawionym przez matkę oraz owianej tajemnicą tożsamości ma okazję wziąć czynny udział w śledztwie i dojść do źródła zbrodni. Do uroczystego świętowania czterdziestolecia podpisania paktu zostało jedynie dziesięć dni, więc zagrożony może być nie tylko pokój ofiarowany przez traktat, ale i życie przybywającego do miasta smoczego generała, Ardmagara Comonota.

"Orma cały czas siedział przy mnie, a mnie dręczyła iluzja, że pod jego skórą - za skórą każdego -  jest pustka, atramentowa czarna nicość. Podwinął mój rękaw, żeby obejrzeć ramię, a ja wrzasnęłam, wierząc, że odwinie moją skórę i zobaczy pustkę pod nią."

Dawno marzyła mi się pozycja, która tak gruntownie i wnikliwie potraktowałaby swoje uniwersum z udziałem smoków. Mamy tutaj potężne istoty, na co dzień przebywające w ludzkiej postaci zwanej saarantrai. Są zobowiązani do przestrzegania rygorystycznych zasad dotyczących zmiany formy oraz uczuciowości. To z natury nieczułe istoty, jednak wpływ ludzki może doprowadzić do wylewności, przywiązania, czy, nie daj Boże, miłości, a wtedy kończy się to dla nich ośrodkiem reedukacyjnym, który opuszczają bez części wspomnień. Podoba mi się wizja smoków jako pragmatycznych, majestatycznych kreatur; Rachel Hartman ściśle trzyma się narzuconej przez siebie charakterystyki stworów wzbudzających respekt ściśle skonsolidowanym ze strachem.

Pokryte łuskami bestie to jedyne istoty fantastyczne występujące w utworze (pomijając ich odmiany takie jak quigutle czy ityasaari), aczkolwiek nie tylko one odpowiadają za wątek nadprzyrodzony. Dlatego w tym aspekcie Paolini góruje nad autorką Serafiny, w swojej pozycji zawierając niezwykle kompleksowy świat nie tylko z udziałem smoków, ale i elfów czy krasnoludów. Nie dajcie się zmylić, gdyż Hartman również wzięła swoje dzieło pod lupę. Ze zdumiewającą drobiazgowością kreśli portret niespokojnego społeczeństwa, podszytego strachem do istot nie z tej ziemi, ze zgrupowaniem Synów Ogdy na czele, sprzyjającym drakomachii. Tworzy leksykon własnych pojęć, np. instrumentów czy części garderoby, slang, określenia dotyczące grup społecznych, a nawet hagiografię. Bardzo pomocny okazuje się słowniczek na końcu książki, gdyż mnogość nazw okazała się zatrważająca i z początku absolutnie niezrozumiała. Zatrzęsienie neologizmów z czasem przestaje być kłopotliwe, jednak łapałam się na zdawkowym, acz ciągłym powracaniu do spisu.

Fakt faktem, nazewnictwo w pewnym momencie przestaje stwarzać trudności, aczkolwiek nie mogę powiedzieć tego samego o bohaterach. Rachel Hartman pokusiła się o wykreowanie całej plejady postaci, tworząc kompleksowy i zhierarchizowany obraz społeczeństwa. Ukazuje portrety rodziny królewskiej, najwyższych smoczych urzędników, nadwornych grajków, najbliższych krewnych Serafiny, świętych, a nawet wyimaginowanych kreacji protagonistki, będących integralną częścią ogrodu myśli, przysługującemu jej ze względu na dziedzictwo. Nieustannie gubiłam się w nazwiskach, dlatego ponownie ratował mnie słowniczek. Ze wszystkich postaci jedynie dająca się zliczyć na palcach obydwu dłoni liczba nie zostaje potraktowana jako tako po macoszemu. Nie odczuwałam żadnej szczególnej więzi na linii odbiorca-bohater, może z wyjątkiem Serafiny, lecz jej portret psychologiczny został dopracowany w najmniejszych detalach i trudno w jakiś sposób się do niej nie ustosunkować. 

"- Cały problem, matko, polega na tym, że ty wcale nie byłaś uszkodzona - mruknęłam, jakby stała obok mnie. - Ja jestem. I to ty mnie taką uczyniłaś."

Nasza protagonistka od początku intryguje, widać, że skrywa jakąś tajemnicę. Sekret dotyczący jej pochodzenia dosyć szybko staje się oczywisty, aczkolwiek czytelnikowi zostaje zdradzony dopiero po kilku rozdziałach. Brak możliwości podzielenia się z ludźmi niuansami dotyczącymi jej osoby sprawia, że Serafina to dziewczyna raczej samotna i wycofana, stroniąca od kontaktów z innymi. Dochodzi do tego nienawiść do samej siebie, męczący fakt, że jest zmuszona do życia w kłamstwie. Autorka idealnie oddaje wewnętrzne rozdarcie dziewczyny, świadomość, że wyjawienie tajemnicy może ją sporo kosztować. Pomimo młodego wieku nastolatka została asystentką Nadwornego Kompozytora, potrafi oczarować grą na wybranych instrumentach i jest nauczycielką muzyki księżniczki Glisseldy. Nie stawia jej to na wybitnie wysokiej pozycji w hierarchii królestwa, aczkolwiek nie dopatrzyłam się tu jakichkolwiek blokad konwenansów czy zbyt wielkiego rozróżnienia. W pozycji dostrzegalna jest duża swoboda w kontaktach między klasami i uznałam to po prostu za uchybienie. Serafina wydaje się być w przyjaznych stosunkach niemal ze wszystkimi, pomimo wycofania sprawia wrażenie lubianej osoby, co zakrawa na paradoks. 

Pomimo tego, że dziewczyna ma szesnaście lat niekiedy zachowuje się dojrzalej, niż sugerowałby to jej wiek. Jest wykształcona i oczytana, razem z pewnym księciem lubią przerzucać się cytatami z dzieł goreddowskich twórców, co również poszerza obraz i tak szczegółowego uniwersum. A jeśli o ów członka rodziny królewskiej chodzi... Tak, pojawi się tu wątek miłosny, jednak Rachel Hartman ogranicza go do subtelnych znaków, kreując go raczej na motyw poboczny. Tym samym romans zostaje ukazany ze smakiem, a samo uczucie rozwija się z wyczuciem i finezją. Nie potrafię inaczej tego ubrać w słowa, ale w ich relacjach zawarte zostało tyle zapierającego dech w piersi piękna i braku tej typowej dla młodzieżówek nachalności. Nota bene, trudno zaliczyć Serafinę do typowej sekcji YA ze względu na wyraźnie odczuwalną dojrzałość i wyrafinowanie.

Prawdę mówiąc byłam zaskoczona, że odebrałam tę powieść w jakimkolwiek aspekcie emocjonalnym. Autorka skupia się raczej na przekazaniu czytelnikowi kompleksowych informacji dotyczących uniwersum, dlatego też mniejszy nacisk kładzie na relacje uczuciowe między postaciami. Może to wynikać z ograniczonej do minimum liczby osób, z którymi w pełni może być sobą - wycofany ojciec, brak matki, powściągliwy smoczy nauczyciel Orma - a w innych wypadkach wszystkie styczności z innymi zabarwione są obawą o bezpieczeństwo jej tajemnicy. Z tego powodu głównie zwracałam uwagę na merytoryczną poprawność pozycji, na detale, co zaowocowało w tak wyraźnym zaznaczeniu wątku romantycznego (w tym zestawieniu).

"Świat w moim wnętrzu jest potężniejszy i bogatszy niż ten błahy plan, zaludniony przez zwyczajne galaktyki i bogów."

Serafina okazała się nie lada wyzwaniem; brak w niej rozmachu, spektakularności, porywów emocji, a zamiast tego czytelnik otrzymuje ostrożne, zrównoważone tempo rozwoju wydarzeń. Z początku trudno nawet określić, gdzie zmierzała ta książka, jako że autorka skupiła się na prawidłowym wprowadzeniu odbiorcy do swojego świata. Akcja dojrzewa powoli, małymi kroczkami, a największe intrygi przypadają na finał pozycji, toteż powieść jest przeznaczona dla osób cierpliwych, rozsmakowanych w szczegółowym obrazie uniwersum, dawkowaniu lektury aniżeli pożeraniu jej w jeden wieczór. Trudno nie zatracić się w jej pięknie, w bogactwie języka, kunszcie stylu oddziałującym na wszystkie bodźce, prawdziwej feerii barw i dźwięków. Wizja smoczego świata Rachel Hartman skradła moje serce, bo tyle w niej wyszukanej opisowości, powolnego rozpływania się w najróżniejszych jej aspektach, subtelności wątku romantycznego. Nic, tylko chrupać i podjadać w ciągu dnia, bez pośpiechu.

Tytuł oryginalny: Seraphina
Seria/cykl wydawniczy: Serafina #1
Wydawnictwo: MAG

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz