niedziela, 21 czerwca 2015

"Eleonora i Park", Rainbow Rowell

Tytuł oryginalny: Eleanor & Park
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 360
Powieść jednotomowa

"Jego oczy za nią tęskniły, tak jak i reszta jego ciała."

Z twórczością Rainbow Rowell po raz pierwszy zetknęłam się przy okazji lektury Fangirl. To pozycja, która skradła moje serce od pierwszych stron, bo zawarła w sobie wszystko, co uwielbiam: główną bohaterkę - blogerkę i książkoholiczkę, absolutnie rozkoszny wątek miłosny i lekkie pióro. Wszystko wskazywało na to, że z miejsca zakocham się również w Eleonorze i Parku; zewsząd ochy i achy, kusząca wizja lat 80., nietuzinkowi bohaterowie. Zapowiadało się multum wrażeń, a zakończyło się... nijako.

Eleonora i Park są chaosem przeciwności. Ona, nowa dziewczyna w szkole, trochę przy kości, z burzą płomiennorudych loków, o ekscentrycznym poczuciu stylu; on, w połowie Koreańczyk, o drobnej budowie ciała, który komiksy i muzykę traktuje jako nieodzowny element swojej codzienności. Ich pierwsze spotkanie nie należy do najbardziej udanych, a siedzenie obok siebie w autobusie szkolnym spędzają w niezręcznej ciszy. Co oczywiście nie znaczy, że o sobie nie myślą. Całkiem szybko ich milcząca znajomość przerodzi się we wspólne czytanie komiksów i rozmowy o muzyce. A także coś więcej. Co kryje się za fasadą specyficznych ubrań Eleonory i czy Park udowodni dziewczynie, że licealna miłość to nie tylko coś ulotnego?

We współczesnej literaturze rzadko (jeśli wogóle) mamy do czynienia z osobami otyłymi, zwłaszcza wśród postaci wiodących, a już wyjątkowo sporadycznie można zobaczyć people of color w roli innej, niż bohaterowie drugo- czy nawet trzecioplanowi (żeby nie było, że autorzy wybielili wszystkie osoby), za co autorka od razu ma u mnie duży plus. Nie spodziewałam się, że Rainbow Rowell poruszy ciężkie tematy, między innymi przemoc w rodzinie, czy postara się dotknąć typowo licealnych problemów, jak odnajdywanie się w środowisku lub szukanie swojej własnej tożsamości. Podoba mi się, że pozycja nie wartościuje ani problemów Eleonory ani Parka, gdyż dla każdego z nich coś innego może oznaczać koniec świata i każde z nich boryka się z mniejszymi czy większymi demonami, co jest bardzo typowe dla osób w ich wieku.

Fakt, że mama Parka urodziła się w Korei Południowej naturalnie przywołuje kwestię rasizmu. Z jednej strony rozumiem, że autorka chciała autentycznie przedstawić środowisko licealne, powszechnie wiadomo, że na żadnym etapie edukacji młodzież nie jest specjalnie tolerancyjna i nie będą bawić się w poprawność narodowościową. Lecz z drugiej strony określanie Parka jako Azjaty niesamowicie mnie irytowało - kultura azjatycka to nie tylko skośne oczy charakterystyczne dla zachodu, ale również państwa islamskie, i wrzucanie wszystkich do jednego worka wydaje mi się po prostu nieprawidłowe. Wiem, że autorka nie miał tego na myśli, ale gdy w pierwszych fazach znajomości Eleonora w swojej głowie określała Parka głupim Azjatą odbierałam to nie jako przytyk do jego osoby, ale do jego pochodzenia.

Z reguły takie powieści czytam dla ich słodkiej nierealności o smaku waty cukrowej, jednak tym razem miałam wrażenie, że koncepcją Rowell trochę wyszła poza dopuszczalne normy irrealizmu. Wszystko, co związane z relacjami Eleonory i Parka miało być urocze w bajkowy sposób, ale momentami miałam wrażenie, jakbym miała przed sobą jakąś tanią komedię romantyczną, w której wszystkie fantastyczne rzeczy wykonywane przez bohaterów są tak sztuczne, że to aż bije po oczach. Autorka natomiast w fenomenalny sposób przedstawiła tendencję nastolatków do wyolbrzymiania pewnych zdarzeń, a także pewien rodzaj egoizmu, którym się charakteryzują.

Sami bohaterowie nie wywołali we mnie żadnych szczególnych uczuć, choć miłość Parka do komiksów to dla mnie coś absolutnie naturalnego i na tej płaszczyźnie doskonale go rozumiałam, z przyjemnością czytając jego spostrzeżenia dotyczące noweli graficznych. Eleonorze po prostu współczułam, jej sytuacja w domu odbiła wyraźne piętno również na relacjach z Parkiem. Choć zachowanie dziewczyny było często frustrujące, to doskonale je rozumiałam. Niemniej jednak ten brak przywiązania do postaci zrobił swoje i nie potrafiłam czytać powieści z należytym zainteresowaniem. Lekkie pióro Rowell, które zapamiętałam z Fangirl, jest widoczne i tutaj, lecz nie zmienia ono faktu, że w tym wypadku lektura szła mi wyjątkowo mozolnie; głównie winę ponosi fabuła, która nieszczególnie przypadła mi do gustu, a także te przesłodzone momenty. Muszę przyznać, że jeśli przymknąć oko na ich nierealność, to są naprawdę urocze.

Być może ten cały sceptycyzm wobec Eleonory i Parka wynika z tego, że postawiłam pozycji zbyt wysoką poprzeczkę już na wstępie. Widząc same pozytywne recenzje oczekiwałam uroczej powieści o nastoletniej miłości, osadzonej w latach 80. Nie dość, że oprócz wzmianki dotyczącej czasu akcji, wcale nie czułam klimatu tamtych czasów, jak było w przypadku chociażby Althei i Olivera, to książka nie wywołała we mnie żadnych większych emocji. Zakończenie, które z założenia miało doprowadzić czytelnika do łez, dla mnie było w jakiś sposób nielogiczne i nie w pełni zrozumiałe. Nie zmienia to faktu, że ostatnie rozdziały stanowią dla mnie najlepiej napisaną część powieści, którą pochłonęłam w mgnieniu oka (i, okej, przyznaję się, wraz z ostatnim zdaniem zawtórowałam Parkowi pełnym ciepła oraz nostalgii uśmiechem). Myślę, że jest to kawał dobrej, młodzieżowej literatury, jednak tylko na określony nastrój. Główni bohaterowie i łączące ich relacje stanowią pewnego rodzaju ewenement na tle swojego gatunku, dlatego chociażby dla nich warto sięgnąć po Eleonorę i Parka.

"Uratowałeś mi życie - próbowała powiedzieć. - Nie na zawsze, nie na dobre. Prawdopodobnie tylko na jakiś czas. Ale uratowałeś mi życie i od teraz jestem twoja. Ta ja, którą jestem teraz, jest twoja. Na  z a w s z e."

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz