sobota, 30 maja 2015

"Althea & Oliver", Cristina Moracho

Seria/cykl wydawniczy: Real life
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba stron: 400
Powieść jednotomowa 

- Powiem - odzywa się w końcu - że byłeś moim ulubionym.
- Ulubionym kim?
- Nic więcej - mówi. - Po prostu moim ulubionym." 

Po Altheę & Olivera sięgnęłam z myślą o czymś lekkim, przewidywalnym, sztampowym. Oczekiwałam kolejnej młodzieżówki, przy której miło spędzę wieczór, typowej historii o drodze od przyjaźni do miłości. Trochę obawiałam się, że jest to kolejna pozycja w wyścigu autorów, którzy wplatają w swoją powieść coraz to wymyślniejsze choroby. Jednak zakochałam się - jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.

Althea i Oliver znają się od dziecka, trwali przy sobie w najtrudniejszych chwilach, zawsze robili wszystko razem. Pewnego dnia dziewczyna zdała sobie sprawę, że przyjaciel jest dla niej kimś więcej, ale sprawy nie mają szans się rozwinąć. Równie niespodziewanie Oliver zaczyna zasypiać na długie tygodnie, na początku dwa potem trzy, nieświadomie tracąc kolejne dni ze swojego życia. A potem nic nie pamięta. Althea po raz pierwszy od bardzo dawna musi zacząć radzić sobie bez przyjaciela podczas niezależnych od niego nieobecności. Choroba sprawi, że każde z nich spojrzy na siebie w zupełnie innym świetle, powie im o sobie wszystko, czego wcześniej do siebie nie dopuszczali. Czy muszę dodawać, że odmieni nie tylko życie Olivera, ale i Althei, na zawsze?

Gdyby tak puścić ulubione nagrania Petera Quilla ze Strażników Galaktyki, albo odsłuchać jedną ze składanek Charliego, bohatera powieści Stephena Chbosky'ego, otrzymalibyśmy niezwykłą i niepowtarzalną atmosferę ostatnich lat XX wieku, będącą tłem dla Althei & Olivera. Czyste dźwięki gitary oraz perkusji, całe dnie spędzone na świeżym powietrzu z rówieśnikami, dym papierosowy, dżinsowe kurtki, bunt, punk i życie na całego. Pozycja jest przesycona absolutnie wszystkim w zniewalający sposób - tak, że czytelnik ma ochotę zanurzyć się w rzeczywistość bohaterów fikcyjnych po sam czubek głowy. Myślę, że w tym wszystkim najbardziej magiczna jest cała gama możliwości, rzeczy do zrobienia, całkiem przyziemnych, których i my możemy skosztować, jeśli tylko się odważymy. A wszystko to w jednej tylko książce.

Znalazło się tu wszystko, co tak pokochałam w niedawnej lekturze Kochani, dlaczego się poddaliście? (x) - czyli ocean detali zwykłego życia, które, wykorzystane w pełni, nagle staje się fascynujące i ekscytujące. Autorka z niemalże dziecinną łatwością dobiera słowa tak, by nie było ich za dużo, a jednocześnie by czytelnik mógł przenieść się do wykreowanego przez nią świata i poczuć wszystko na własnej skórze. Dodatkowo to genialne tłumaczenie, w którym każde słowo, każde wyrażenie po prostu pasowało. Książkę czyta się lekko, ale powoli, jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że działało to tylko na korzyść lektury - wydłużało czas dzielący mnie od zakończenia powieści.

Wcześniej wspomniałam, że obawiałam się tej przepychanki autorów, którzy przedstawią bardziej niespotykaną chorobę. Po części autorce się to udało, bo o tak zwanym syndromie śpiącej królewny nigdy nie słyszałam. Ogromnym plusem jest fakt, że specyficzna choroba, na którą zapadł Oliver, nie widzie tutaj prymu; bardziej stanowi katalizator oraz tło aniżeli reprezentuje główny wątek. Wystawia głównych bohaterów na próbę, aby zadali sobie najważniejsze pytania i przejrzeli na oczy.

Althea ma coś w sobie z tytułowej bohaterki powieści John'a Green'a, Szukając Alaski. Nie wszystkie jej decyzje są uzasadnione, często działa pod impulsem, lecz przede wszystkim żyje chwilą. Jak reszta przedstawionych postaci ma tendencję do wyolbrzymiania bieżących wydarzeń, robiąc z nich małe końce świata. Inna sprawa, że faktycznie jej życie nie było usłane różami, ale jest w niej jakaś wolność, siła i dzikość, która hipnotyzuje i sprawia, że aż chce się o niej czytać. Z kolei Oliver przez całą lekturę stanowił dla mnie zaborczego dupka, którego chciałam, naprawdę chciałam polubić, ale po prostu mi nie podpasywał. Relacje dwójki przyjaciół, w której jedna strona pragnie więcej, niż druga jest w stanie zaoferować, są bardzo skomplikowane, niejednoznaczne, ale przede wszystkim zmienne. W trakcie lektury ich przyjaźń nieustannie ewoluuje i tu muszę zaznaczyć, że o takich metamorfozach aż chce się czytać. Althea i Oliver są dalecy od normalności, dlatego ich relacje są tak nietypowe.

Jestem przeszczęśliwa z obrotu spraw w ostatnich rozdziałach, bo zakończenie było dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam. Bądźmy szczerzy, gdyby autorka zdecydowała się na inny finał, z pewnością byłby on sztampowy i zwyczajnie naciągany. Nie chcę spoilerować, więc powiem tylko tyle - na takie zwieńczenie akcji warto czekać, bo autorka pokazuje, że rozumie swoje postacie i jest konsekwentna w swoich decyzjach.

Althea & Oliver to najzwyczajniej w świecie crème de la crème literatury młodzieżowej, w którym prym wiedzie wątek nastoletniego buntu, pierwszych samodzielnych decyzji, pierwszych rozczarowań, ale również ich akceptacji. Wbrew pozorom to bardzo dojrzała powieść, którą czytałam z prawdziwą przyjemnością. Wnosi powiew świeżości to nudnych i przewidywalnych powieści skierowanych do nastolatków. Niesamowita atmosfera, przepyszne detale, fascynująca postać Althei, niejednoznaczny portret przyjaźni damsko-męskiej, no i zespół Kleinego-Levina, choroby, od której wszystko się zaczęło, stanowią ucztę literacką dla młodzieży. Cóż więcej mogę dodać, oprócz tego, że jeśli wciąż wahacie się względem tej pozycji - naprawdę warto w końcu się przełamać i dać jej szansę. Z czystym sercem mówię, że warto.

"Myślisz, że jestem jak twój wyimaginowany przyjaciel. Myślisz, że tylko ty jeden możesz mnie zobaczyć. Myślisz, że jestem trudna i rozpieszczona, i nie możesz pojąć, jak ktoś inny mógłby chcieć przebywać w moim towarzystwie. Ale nie jestem wytworem twojej wyobraźni. Nie stworzyłeś mnie. Oni też mnie widzą."

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz