Ja
wiem, że ludzie do Lalki mają i będą
mieli ambiwalentny stosunek, jedni pokochają ją całym sercem, inni najchętniej
zrzuciliby ją do ogrodu sąsiadów podczas ulewnego deszczu. Lektura lekturą,
jednak odbierając tę powieść jako współczesny czytelnik nie potrafiłam nie
zachwycać się panoramicznymi deskrypcjami Warszawy, w ogóle całą wnikliwą
analizą społeczeństwa polskiego w zestawieniu z postępowym Paryżem.
Niekoniecznie tą samą miłością pałałam do bohaterów powieści, zbyt irytowały
mnie ciągłe przejścia między iluzjami a deziluzjami Wokulskiego. Aczkolwiek
sprawa ma się zgoła inaczej, jeśli miałabym mówić o Kazimierze Wąsowskiej – o
niej mogłabym pisać referaty, ponieważ wielbię ją za silny, wybuchowy
charakter, za aurę femme fatale,
którą wokół siebie roztacza. Ponieważ takich bohaterek chciałabym zobaczyć
więcej: kobiet samodzielnych, niezależnych, stanowczych i zdecydowanych. Gdzie
lepiej szukać podobnych heroin, jeżeli nie w książce o jakże wymownym tytule, Emancypantki?
Główną
bohaterką powieści jest Madzia Brzeska, nastoletnia dama klasowa, ucząca na
pensji pani Latter. U drugiej z kobiet prędzej szukać samodzielności, gdyż sama
założyła szkołę dla dziewcząt, utrzymując i siebie, i dwójkę dorosłego już
potomstwa – Kazimierza oraz Helenę. Na pierwszy plan wysuwa się jednak
przypadająca jej rola matki, zdolnej do niezwykłych poświęceń dla swych dzieci
(syna w szczególności umiłowała). Problemy finansowe sprawiają, że pani Latter
powoli stacza się w dół, a Madzię poznajemy jako dobrą duszę, która najchętniej
wszystkich by uszczęśliwiła, zabrała całe zło tego świata i przelała je na
siebie. Bliżej jej do określenia altruistka
aniżeli emancypantka.
Chociaż
postać Magdaleny niekiedy irytuje swoją naiwnością, przez większą część
powieści była naprawdę dobrą protagonistką. Nie jest wyidealizowaną bohaterką, zawsze patrzącą na świat przez
różowe okulary. Prus bierze pod uwagę cynizm i okrucieństwo świata, które
prędzej czy później musi dopaść każdego, nawet uważaną za świętą Madzię. Zgodnie
z duchem realizmu z niezwykłą dbałością
i wiarygodnością oddaje metamorfozę postaci. Co więcej autor stworzył z
niej osobę prawdziwie rewolucyjną, jak na tamte czasy. Dziewczyna stanowczo
twierdziła, że nie ma zamiaru wychodzić za mąż, oraz sama chciała pracować na
swoje utrzymanie. Czy nie są to postulaty w duchu wyzwolenia kobiet? Zwłaszcza,
że Sylvia Plath kilkadziesiąt lat później, bo w latach 60. XX wieku, poprzez Szklany
klosz sprzeciwia się konieczności zamążpójścia, wciąż szokując tematem.
Magdalenę
Brzeską naprawdę polubiłam, dlatego jeśli Prus zraził Was Wokulskim w roli
głównego bohatera, tutaj raczej nie macie się czego obawiać. Ponadto autor
pokusił się o stworzenie całej plejady
kobiet wyzwolonych, oprócz pani Latter inną właścicielką pensji jest pani
Malinowska, bardzo praktyczna i trzeźwo myśląca; Ada Solska, młoda,
wykształcona dziewczyna, interesująca się naukami przyrodniczymi (niemalże
żeńska wersja Ochockiego), panna Howard, pod byle pretekstem rozpoczynająca
tyrady o prawach przysługujących jej płci, pisząca o nich w licznych
artykułach; Helena Norska, chłodna, nieustannie kokietująca innych mężczyzn
(skoro oni mogą, to czemu dziewczyna nie? O tym również Wąsowska wspominała w
jednej z debat z Wokulskim dotyczących równouprawnienia).
Prus
stworzył imponujące portrety psychologiczne płci żeńskiej, niezwykle
wariantywne, mniej bądź bardziej wnikliwe, jednak nie da się ukryć, że powieść
na wskroś przeniknęła kobiecością. Aczkolwiek mam wrażenie, że autor ukradkiem piętnuje te pseudo-wyzwoleńcze postawy
dam, ich biografie mają nieprzyjemny, pejoratywny wydźwięk, jakby w domyśle
i tak przypadnie im rola żon i matek lub też zgoła inne, nieco mniej przyjemne
zakończenie. Zresztą w Lalce Wokulski
nie krył się z tym, że kobieta i mężczyzna, nigdy sobie równi nie będą, chociaż
my mamy niby ich przewyższać w czuciu czy czymś podobnym.
Mimo, iż gdzieś w tle Prus zdaje się naśmiewać z
samodzielności w kobietach, to jej im nie odbiera. W licznych aspektach widać w jego bohaterkach siłę, zdecydowanie
i pewność siebie – nawet, jeśli są to postawy nietrwałe. Każda z nich ma w
sobie trochę z emancypantki. Pewien niesmak pozostanie, natomiast nie mogę
odebrać tej powieści zasługi, jaką było ukazanie świata kobiet, tak odmiennego
do zdominowanych przez mężczyzn realiów Lalki.
Ponownie widzimy Prusa jako wnikliwego
badacza społeczeństwa, gdy kreśli niepokojący obraz pozycji dziewcząt u
schyłku XIX wieku, dostrzega niesprawiedliwości, trudności w przedmiotowym
traktowaniu płci żeńskiej, której jedynym celem życiowym powinno być bogate
zamążpójście i siedzenie w domu.
Może
i Emancypantki nie zawierają opisów
kultywującego pracę Paryża, czy leniwych dni spędzonych w Zasławku, natomiast
wciąż nie pozbywają się przytłoczenia wielkomiejskim stylem życia stolicy. Przy
okazji twórca wprowadza fikcyjny Iksinów, z jego małomiasteczkową atmosferą, parną od plotek, małych skandali i
umownie zhierarchizowanej zbiorowości. Muszę jednak powiedzieć, że powieść
czytałam z prawdziwym zainteresowaniem, chociaż zawiera niby banalną i prostą
fabułę. Mnogość drobnych dramatów kreowanych przez coraz to nowe postacie,
spowodowana licznymi bohaterami wielowątkowość,
całkiem przyjemny w odbiorze styl sprawiły, że nie potrafiłam się od Emancypantek
oderwać. Tak, jestem wzburzona tym, jak Prus potraktował niektóre bohaterki
(chociaż nie szczędził przywar postaciom męskim – np. oportunistom i
wyzyskiwaczom w stylu Starskiego), lecz ich
portrety ewoluują, zmieniają się, odkrywają swoje prawdziwe oblicza w kolejnych
rozdziałach, a procesy te okazują się więcej, niż fascynujące. Czyta się ją
lekko i sprawnie, wbrew pozorom narzuconym przez rok wydania powieści. Emancypantki są ciekawym poszerzeniem
wiedzy dotyczącej trudnej sytuacji tytułowych uczestniczek ruchu w Polsce, wnikliwe, trafne, w pełni oddające
ducha epoki, gdzie wszystko ma być przedstawione bez upiększania, takim, jakim
jest naprawdę.