sobota, 14 maja 2016

"Emancypantki", Bolesław Prus



Ja wiem, że ludzie do Lalki mają i będą mieli ambiwalentny stosunek, jedni pokochają ją całym sercem, inni najchętniej zrzuciliby ją do ogrodu sąsiadów podczas ulewnego deszczu. Lektura lekturą, jednak odbierając tę powieść jako współczesny czytelnik nie potrafiłam nie zachwycać się panoramicznymi deskrypcjami Warszawy, w ogóle całą wnikliwą analizą społeczeństwa polskiego w zestawieniu z postępowym Paryżem. Niekoniecznie tą samą miłością pałałam do bohaterów powieści, zbyt irytowały mnie ciągłe przejścia między iluzjami a deziluzjami Wokulskiego. Aczkolwiek sprawa ma się zgoła inaczej, jeśli miałabym mówić o Kazimierze Wąsowskiej – o niej mogłabym pisać referaty, ponieważ wielbię ją za silny, wybuchowy charakter, za aurę femme fatale, którą wokół siebie roztacza. Ponieważ takich bohaterek chciałabym zobaczyć więcej: kobiet samodzielnych, niezależnych, stanowczych i zdecydowanych. Gdzie lepiej szukać podobnych heroin, jeżeli nie w książce o jakże wymownym tytule, Emancypantki?

Główną bohaterką powieści jest Madzia Brzeska, nastoletnia dama klasowa, ucząca na pensji pani Latter. U drugiej z kobiet prędzej szukać samodzielności, gdyż sama założyła szkołę dla dziewcząt, utrzymując i siebie, i dwójkę dorosłego już potomstwa – Kazimierza oraz Helenę. Na pierwszy plan wysuwa się jednak przypadająca jej rola matki, zdolnej do niezwykłych poświęceń dla swych dzieci (syna w szczególności umiłowała). Problemy finansowe sprawiają, że pani Latter powoli stacza się w dół, a Madzię poznajemy jako dobrą duszę, która najchętniej wszystkich by uszczęśliwiła, zabrała całe zło tego świata i przelała je na siebie. Bliżej jej do określenia altruistka aniżeli emancypantka.

Chociaż postać Magdaleny niekiedy irytuje swoją naiwnością, przez większą część powieści była naprawdę dobrą protagonistką. Nie jest wyidealizowaną bohaterką, zawsze patrzącą na świat przez różowe okulary. Prus bierze pod uwagę cynizm i okrucieństwo świata, które prędzej czy później musi dopaść każdego, nawet uważaną za świętą Madzię. Zgodnie z duchem realizmu z niezwykłą dbałością i wiarygodnością oddaje metamorfozę postaci. Co więcej autor stworzył z niej osobę prawdziwie rewolucyjną, jak na tamte czasy. Dziewczyna stanowczo twierdziła, że nie ma zamiaru wychodzić za mąż, oraz sama chciała pracować na swoje utrzymanie. Czy nie są to postulaty w duchu wyzwolenia kobiet? Zwłaszcza, że Sylvia Plath kilkadziesiąt lat później, bo w latach 60. XX wieku, poprzez Szklany klosz sprzeciwia się konieczności zamążpójścia, wciąż szokując tematem.


Magdalenę Brzeską naprawdę polubiłam, dlatego jeśli Prus zraził Was Wokulskim w roli głównego bohatera, tutaj raczej nie macie się czego obawiać. Ponadto autor pokusił się o stworzenie całej plejady kobiet wyzwolonych, oprócz pani Latter inną właścicielką pensji jest pani Malinowska, bardzo praktyczna i trzeźwo myśląca; Ada Solska, młoda, wykształcona dziewczyna, interesująca się naukami przyrodniczymi (niemalże żeńska wersja Ochockiego), panna Howard, pod byle pretekstem rozpoczynająca tyrady o prawach przysługujących jej płci, pisząca o nich w licznych artykułach; Helena Norska, chłodna, nieustannie kokietująca innych mężczyzn (skoro oni mogą, to czemu dziewczyna nie? O tym również Wąsowska wspominała w jednej z debat z Wokulskim dotyczących równouprawnienia).

Prus stworzył imponujące portrety psychologiczne płci żeńskiej, niezwykle wariantywne, mniej bądź bardziej wnikliwe, jednak nie da się ukryć, że powieść na wskroś przeniknęła kobiecością. Aczkolwiek mam wrażenie, że autor ukradkiem piętnuje te pseudo-wyzwoleńcze postawy dam, ich biografie mają nieprzyjemny, pejoratywny wydźwięk, jakby w domyśle i tak przypadnie im rola żon i matek lub też zgoła inne, nieco mniej przyjemne zakończenie. Zresztą w Lalce Wokulski nie krył się z tym, że kobieta i mężczyzna, nigdy sobie równi nie będą, chociaż my mamy niby ich przewyższać w czuciu czy czymś podobnym.

Mimo, iż gdzieś w tle Prus zdaje się naśmiewać z samodzielności w kobietach, to jej im nie odbiera. W licznych aspektach widać w jego bohaterkach siłę, zdecydowanie i pewność siebie – nawet, jeśli są to postawy nietrwałe. Każda z nich ma w sobie trochę z emancypantki. Pewien niesmak pozostanie, natomiast nie mogę odebrać tej powieści zasługi, jaką było ukazanie świata kobiet, tak odmiennego do zdominowanych przez mężczyzn realiów Lalki. Ponownie widzimy Prusa jako wnikliwego badacza społeczeństwa, gdy kreśli niepokojący obraz pozycji dziewcząt u schyłku XIX wieku, dostrzega niesprawiedliwości, trudności w przedmiotowym traktowaniu płci żeńskiej, której jedynym celem życiowym powinno być bogate zamążpójście i siedzenie w domu.


Może i Emancypantki nie zawierają opisów kultywującego pracę Paryża, czy leniwych dni spędzonych w Zasławku, natomiast wciąż nie pozbywają się przytłoczenia wielkomiejskim stylem życia stolicy. Przy okazji twórca wprowadza fikcyjny Iksinów, z jego małomiasteczkową atmosferą, parną od plotek, małych skandali i umownie zhierarchizowanej zbiorowości. Muszę jednak powiedzieć, że powieść czytałam z prawdziwym zainteresowaniem, chociaż zawiera niby banalną i prostą fabułę. Mnogość drobnych dramatów kreowanych przez coraz to nowe postacie, spowodowana licznymi bohaterami wielowątkowość, całkiem przyjemny w odbiorze styl sprawiły, że nie potrafiłam się od Emancypantek oderwać. Tak, jestem wzburzona tym, jak Prus potraktował niektóre bohaterki (chociaż nie szczędził przywar postaciom męskim – np. oportunistom i wyzyskiwaczom w stylu Starskiego), lecz ich portrety ewoluują, zmieniają się, odkrywają swoje prawdziwe oblicza w kolejnych rozdziałach, a procesy te okazują się więcej, niż fascynujące. Czyta się ją lekko i sprawnie, wbrew pozorom narzuconym przez rok wydania powieści. Emancypantki są ciekawym poszerzeniem wiedzy dotyczącej trudnej sytuacji tytułowych uczestniczek ruchu w Polsce, wnikliwe, trafne, w pełni oddające ducha epoki, gdzie wszystko ma być przedstawione bez upiększania, takim, jakim jest naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz