Ludzie mieszają Idź, postaw wartownika z błotem, ponieważ zniszczyła symbol. Za to jednocześnie kocham ją i nienawidzę. W żaden sposób nie da się zniwelować faktu, że Zabić drozda stanowi jeden z przełomowych tytułów w literaturze amerykańskiej, integralny fragment mentalności społeczeństwa Stanów Zjednoczonych w próbie walki z rasizmem. To świat widziany oczami dziecka nierozróżniającego kolorów, wychowanego w głębokim szacunku do człowieka, w poczuciu, że ludzie są ludźmi, niezależnie od karnacji. W dopiero co wydanej książce Harper Lee zdejmuje z oczu Jean Louise, Skauta, różowe okulary, i konfrontuje rzeczywisty obraz społeczności Maycomb z wyidealizowaną wizją przeszłości, gdy po 20 latach dziewczyna powraca do rodzinnego domu.
Kiedy
Idź, postaw wartownika postawało, a
było to w latach 50. XX wieku, czarnoskórzy nie należeli do amerykańskiego
społeczeństwa w uwarunkowany prawem sposób. Zniesienie niewolnictwa w 1863 roku
było kamieniem milowym w historii Stanów Zjednoczonych, jednak dopiero w 1964
podpisano ustawę o prawach obywatelskich. Szczególnie zadeklamowane w swoim
rasizmie było Południe, które w ramach segregacji rasowej odmawiało obsługi
czarnoskórych w niektórych restauracjach, taksówkach, a w autobusach mogli
zasiadać jedynie w tylnej, specjalnie wytyczonej części. Całkowicie legalne
było odrzucenie wniosku o pracę tylko i wyłącznie ze względu na kolor skóry.
Maycomb
leży w położonym na południu USA stanie Alabama. Akcja powieści umiejscowiona
jest właśnie w tym hrabstwie, co naturalnie wpływa na towarzyszącą jej
atmosferę. Z początku nie potrafiłam się przyzwyczaić do myśli, że całość
będzie zamknięta właśnie w tej drobnej miejscowości, jednak urok małomiasteczkowego klimatu szybko
przekonał mnie do siebie. Harper Lee snuje swoją opowieść powoli i z namysłem,
bez specjalnie wytyczonej fabuły; składają się na nią głównie luźne
przemyślenia Jean Louise, retrospekcje w postaci wspomnień z dzieciństwa,
wtrącania o Maycomb, o jego ludziach, obyczajach. Nieświadomie stajemy się częścią niewielkiej społeczności,
gdzie każdy zna każdego, gdzie coniedzielna wizyta w kościele jest świętością,
a najdrobniejsze odstępstwo od niepisanych reguł rośnie do rangi skandalu.
Miejscowość żyje niemalże w oderwaniu od świata, w swoich własnych poglądach i
przekonaniach.
Jednocześnie Maycomb wymusza od człowieka pewne postawy, przydusza go, aż zdecyduje się na życie według jego zasad, na wyzbycie się własnych przekonań, by móc jakoś w nim egzystować, coś znaczyć. Skaut nigdy tego nie odczuwała; gdy była mała zawsze biegała w ogrodniczkach i daleko jej było do dystyngowanej damy – wszyscy o tym wiedzieli, nikt (no, może oprócz ciotki Aleksandry) niczego więcej od niej nie oczekiwał. Dlatego wejście w dorosłość boli niczym spoliczkowanie. W powieści bardzo ważną kwestią jest niechciana kobiecość, próba odnalezienia się w wymaganiach własnego ciała, nagle obcego i wcześniej nieznanego. W Jean Louise najważniejsze jest to, że jest swoją dziewczyną, że pomimo miłości-nie-miłości do Henry’ego Clintona, przyjaciela z dzieciństwa, i wieku dorastania, należy tylko i wyłącznie do siebie.
Powrót
do domu to również kryzys tożsamości
u głównej bohaterki, bowiem wraca do miasta przesiąkniętego ideologią tak
odmienną do ideałów, w których została wychowana. Nie rozumie nagłej nienawiści
do czarnoskórych, od zawsze będących częścią społeczności hrabstwa, ba,
przecież jedna z nich niemalże zastępowała jej matkę. Idź, postaw wartownika tym
właśnie jest: rozbiciem dziecinnych złudzeń, dziecięcej idylli. Właśnie w
tym niektórzy dostrzegają mankament, ale ja widzę postulat prawdy. Harper Lee ukazuje prawdziwą twarz Południa z jego
bezlitosnymi, rasistowskimi przekonaniami, widzącym zagrożenie w ofiarowaniu
ludności czarnoskórej pełnoprawnego obywatelstwa. W swoich poglądach oburzają
Atticus (tak, ten Atticus, który w Zabić
drozda był symbolem walki z segregacją rasową), Henry, ponoć ulepiony z tej
samej gliny, co Skaut, ciotka Aleksandra, z jej niedzielnymi „kawkami” i
rzekomo chrześcijańską postawą.
Jean
Louise czuje się zagubiona i ja również nie potrafiłam się odnaleźć w nowych
realiach. Bohaterce towarzyszy ogromny, ogromny żal, poczucie braku
przynależności, świadomość, że wszystko jest tak niewyobrażalnie złe, a inni
zdają się być tego nieświadomi. Autorka, całkiem nieświadomie – bo przecież
pierwowzór powieści, za który otrzymała Nagrodę Pulitzera, miał nigdy nie
ujrzeć światła dziennego – sprawiła, że czytelnik
żyje emocjami głównej bohaterki. Odczuwa to samo rozgoryczenie, czuje się
zdradzony, ponieważ wszystko, w co wierzył, legło w gruzach. Być może nigdy nie
powinniśmy ujrzeć rozbicia uniwersalnego symbolu, aczkolwiek takie rozeznanie w
tym, co umyka słodkiej nieświadomości dziecka, a co zawsze należało do
brutalnej rzeczywistości, uważam za konieczne.
Idź, postaw wartownika
oceniam przede wszystkim w kategorii fenomenalnego
studium przemian społecznych w Ameryce po wojnie secesyjnej, niezwykle
trafnej analizy wydarzeń i wyciągania z nich wniosków. Podobnie jak Prus w Lalce starał się w tle pokazać, co
zwiastowało ostateczny upadek asymilacji Żydów, tak Harper Lee przedstawia
drogę, jaką przeszły Stany Zjednoczone od zniesienia niewolnictwa po ustawę o
prawach obywatelskich. Jestem
jednocześnie zachwycona i zdruzgotana zniszczeniem, jakie Harper Lee dokonała w
moim postrzeganiu Zabić drozda,
ponieważ z jednej strony to po mistrzowsku wykonane zderzenie słodkich lat
dziecinności z bezlitosną dorosłością, a z drugiej rozbicie ideału. Do bólu
szczery sposób, w jaki ukazała Południe, przeplatany wspomnieniami z okresu
dorastania Skauta, tymi słodkimi jak miód, wywołującymi sentymentalny uśmiech
na twarzy, duszność Maycomb zapewniająca prywatność, pewne spoufalenie się z
czytelnikiem, liczne odwołania do klasyków literatury, do Biblii (sam tytuł
przecież stanowi jej fragment), zagadnienie niechcianej kobiecości i morał
płynący z lektury, że zawsze, ale to zawsze własne sumienie powinno być
kompasem moralnym, a nie odebrane komuś innemu przekonania – przez wzgląd na wymienione wątki powieść
zasługuje na najwyższe noty.
PS
Przyznam szczerze, iż w trakcie lektury nie byłam zaznajomiona z kontrowersjami
towarzyszącymi premierze. Dziwnie oceniać Idź,
postaw wartownika w oparciu o te informacje, w moim odczuciu zwyczajnie nie
da się tego zrobić, bo do każdego aspektu można znaleźć jakieś „ale”.
Przeczytanie powieści w oderwaniu od uprzedzeń byłoby chyba najlepszym wyborem;
u mnie zadziałał wyśmienicie.