poniedziałek, 28 marca 2016

"Futu.re", Dmitry Glukhovsky



Gdyby Dmitry Glukhovsky, twórca uniwersum Metra 2033, mógł inspirować się Lalką Bolesława Prusa, z pewnością treść jego najnowszej powieści opierałaby się na wizjonerskich słowach Ochockiego: Nie ma fortec, armii, granic... Znikają narody, lecz za to w nadziemskich budowlach przychodzą na świat istoty podobne do aniołów lub starożytnych bogów... Właśnie tak autor Futu.re widzi oddaloną o kilkaset lat przyszłość Europy - pozbawiona granic (z jednym małym wyjątkiem), funkcjonująca jako jedno państwo (niczym w bardzo wyidealizowanej wersji Unii Europejskiej), boryka się z problemem przeludnienia. Odkąd nieśmiertelność stała się czymś powszechnym brakuje miejsca, dlatego ludzkość zaczęła budować wieżowce, gdzie wkrótce zostaje umieszczone całe społeczeństwo. Władze wydały ustawę, w której kategorycznie zakazują posiadania potomstwa, natomiast w obliczu łamania prawa jeden z rodziców musi dobrowolnie poddać się "operacji" wstrzykiwania starości. Jednak nie wszyscy tak łatwo chcą zrezygnować i z dzieci, i z wiecznej młodości. 

Z tego powodu powołano Nieśmiertelnych - odział specjalny, mający za zadanie odszukać ukrywających się, nielegalnych rodziców, ukarać śmiertelnością i odebrać im pociechy. Główny bohater, znany początkowo jak Siedemset Siedemnasty, należy do jednej z takich grup. Pewnego dnia jeden z najbardziej wpływowych mężczyzn w Europie nieoczekiwanie składa mu propozycję awansu oraz idącego za nim zlecenia.

"Jesteśmy koroną własnego tworzenia.
A oto nasz pałac - nowa Europa."

Chciałabym powiedzieć, że Futu.re zostało napisane z rozmachem, że cały ten świat ma w sobie coś z majestatyczności, lecz docenia się to dopiero po lekturze i zestawieniu całokształtu w głowie. Przyszłość, gdzie nieśmiertelność należy do zwykłej codzienności, sprawia wrażenie wykreowanej z dziecinną wręcz łatwością, choć mnogość detali jest przytłaczająca. Opisy Glukhovskiego są plastyczne, wpisują się w naturalny krajobraz jego imaginacji, jakby po prostu przedstawiał rzeczywisty stan rzeczy, a nie ze skrupulatnością sporządzony świat, zachwycający w swej różnorodności i odmienności. Czytelnik ma wrażenie, że przewijające się charakterystyki środowisk i otoczenia są jak najbardziej naturalne, nawet powszechne, jakby to on był bohaterem powieści, jakby fikcja była jego codziennością. Dopełnienie stanowią zamieszczone w wydaniu obrazy (w formie digital art) autorstwa Sergey'a Kritskiy, fenomenalnie wykonane i aktywnie oddziałujące na nasze wyobrażenie bohaterów czy okolic.

"Niosę ogień. Ludzie palą się tam, dokąd przychodzę."
Ilustracja znajdująca się na okładce nalazła się tam nie bez powodu; nawiązuje do masek, wiernych kopii twarzy starożytnej rzeźby Apollina, noszonych przez Nieśmiertelnych. Śmierć jest integralną częścią ich zawodu, wraz z brutalnością panoszy się na niemalże każdej stronie powieści. Przyszłość Glukhovskiego nie jest śliczna, antyutopia nie zostaje przyćmiona nowoczesną technologią, niektóre jej elementy wręcz uwypuklają zepsucie moralne społeczeństwa - werystycznie, bez upiększania, bez znieczulenia. Autor kładzie nacisk na takie zezwierzęcenie człowieka, powrót do pierwotnych instynktów, niczym w dawnej szkole naturalistycznej. 

Narracja pierwszoosobowa sprawia, że trudno chociaż na chwilę odciąć się od obezwładniającej wręcz nienawiści do świata. Słownictwo Siedemset Siedemnastego jest silnie nacechowane emocjonalnie, ponadto czytelnik nie może pozbyć się wrażenia duszności, masy ciał i nieskończonej liczby ścian napierających z każdej strony, na co wpływ ma klaustrofobia głównego bohatera. Ma on za sobą ciężką przeszłość, która da o sobie znać w urywkach wspomnień: o absolutnym braku poszanowania dla życia ludzkiego, o utraconym dzieciństwie, o traumach i ich źródłach. Jedynym czystym i może trochę wyidealizowanym uczuciem będzie miłość do dziewczyny, która marzy o czymś innym. Początki ich znajomości przypominają trochę relacje Wokulskiego i Izabeli Łęckiej (tak, znowu Lalka), gdzie on głupieje z miłości, a ona nie odwzajemnia jego uczuć.

"(...) paraliżowałaś mi płuca samym swoim dotykiem - i odpuszczając, znów pozwalałaś mi oddychać, wstawiłaś mi wprost w źrenice slajdy ze swoją podobizną i nie mogłem widzieć nikogo, nikogo i niczego, prócz ciebie. Byłaś moim ośrodkowym układem nerwowym, (...), i myślałem, że bez ciebie nie będę mógł oddychać, czuć, żyć. Jak nazwać to uczucie?"

Łatwo jest poczynić obserwacje, że Futu.re do lekkich tytułów nie należy, dlatego też został opatrzony małym znaczkiem na okładce, 18+. Nawet nie chodzi o seks czy brutalność, ponieważ nam, jako odbiorcom, wydaje się, że wszystko już widzieliśmy. I trudno jest wyjść z takiego przekonania, gdy w dzisiejszym świecie mało co klasyfikuje się do tematów tabu. W tym wypadku radziłabym jednak wziąć to ograniczenie pod uwagę; Glukhovsky bez skrupułów wywleka na wierzch wszystkie brudy ludzkości, co natychmiast klasyfikuje pozycję jako ciężką i mocno oddziałującą na psychikę.

W powieści najbardziej zabrakło mi właśnie lekkości, choć stylistycznie to utwór fenomenalny - trudno nie podziwiać kunsztu pisarskiego, precyzji i dbałości o słowo. Osobiście z trudem przychodzi mi odnalezienie się w fabule, gdzie cel życiowy bohatera nie zostaje jasno bądź pośrednio nakreślony. Wydaje mi się, że zwyczajnie lubię mieć pojęcie, w którym kierunku pójdzie autor. Główny bohater dosłownie zmierza donikąd, nawet trwoni swoją nieśmiertelność. Właśnie ten element wydał mi się niewygodny, aczkolwiek właśnie jemu zawdzięczam ukończenie lektury. Zakończenie staje się jasne dopiero w ostatnich rozdziałach, natomiast wcześniej nie sposób przewidzieć, w którym kierunku pójdzie fabuła.

W końcu zostałem w tej klatce. Wysunąłem nogi przez kraty i tak sobie chodzę, ciągnę ją za sobą i przywykłem tak żyć, nauczyłem się nie widzieć krat, które majaczą mi przed oczami. I dopiero kiedy chciałem przytulić się do ciebie, pręty wbiły mi się w pierś.

Akcję napędza możliwość wejrzenia w  przeszłości Siedemset Siedemnastego, od podstaw poznanie antyutopijnego systemu - to tam znajduje się większość odpowiedzi na pojawiające się niedopowiedzenia. On jako jedyny uzyskał pełny portret psychologiczny, w reszcie przypadków odczuwam pewien niedosyt (np. wspomniana kobieta, obiekt miłości głównego bohatera, miała zbliżoną do niego historię, aczkolwiek otrzymujemy z niej mało satysfakcjonujące urywki).

W łańcuchy spętaliście Boga* - tak właśnie wygląda zabawa w nadczłowieka, wykraczającego poza swoją śmiertelność. Wizja Glukhovskiego zakłada profanację świętości, zezwierzęcenie, tłum zamieniający się w motłoch i ukazanie społeczeństwa od najniższych do najwyższych warstw. Do Futu.re nie tyle należałoby podejść jako osoba dojrzała, ale z taką świadomością, że tytuł ten długo jeszcze będzie w nas samych dorastał po zakończeniu lektury. Sama zmagałam (czyt. męczyłam) się z pozycją ponad tydzień, jednak teraz patrzę na powieść pod zupełnie innym kątem i tym samym jestem w stanie ją lepiej ocenić. Przedstawiona przez niego wizja przyszłości to w rzeczywistości trafna ocena czasów współczesnych, wzbogacona o niezwykle celne uwagi dotyczące funkcjonowania nie tylko państw europejskich, ale i obydwu Ameryk czy Azji (w tym bardzo krytyczne spojrzenie na Rosję). Charakteryzuje Europę silnie zakorzenioną w kulturze poprzez liczne odwołania do Biblii czy mitologii greckiej, jednak czytelnik z łatwością może odnieść niektóre konteksty do późniejszych epok, według własnego doświadczenia. Nawiązania sprawiają, że lekturę poznaje się na wielu płaszczyznach - przede wszystkim od poziomu wiedzy i stopnia dojrzałości zależy, co z niej wyniesiemy. Właśnie dlatego, pomimo podejmowania ciężkiej i trudnej tematyki, i to tak bez ogródek, z bezwzględną szczerością narracji pierwszoosobowej, nie mogłabym ocenić książki bez podziwu i szacunku dla twórcy. 

"Oni chcą cię złamać. A jeśli będziesz z gumy? Po prostu bierzesz prawdziwego siebie i chowasz wewnątrz tego siebie z numerkiem. Najważniejsze to tak go ukryć, żeby nie znaleźli przy przeszukaniu, rozumiesz? Nawet jak wlezą ci z latarką do kiszek. Ty to ty!"


*Z. Krasiński, Nie-Boska komedia, Wydawnictwo Greg, Kraków 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz