poniedziałek, 26 października 2015

"Nomen Omen", Marta Kisiel



Opinie o tej książce są naprawdę skrajne, gdyż albo zamysł autorki kompletnie mija się z gustem danego czytelnika, albo wręcz przeciwnie - idealnie do niego trafia. Jest to powieść nie tyle przeznaczona dla wąskiego grona odbiorców, ile zwyczajnie należy być w określonym nastroju, by się spodobała. Już po kilku stronach zauważyłam pierwszy element, który naprawdę mnie drażnił - nie posiadam własnej kopii wydania w swojej biblioteczce!

Salomea Przygoda ma 25 lat i całe jej życie zdaje się być pasmem nieszczęść. Poczynając od tego, że jest ruda, nieco przy kości, a na domiar złego trafił jej się młodszy brat, który na każdym kroku ośmiesza ją i doprowadza do stanu skrajnej nerwicy. Dziewczyna utwierdza się w przekonaniu, że musi opuścić rodzinne miasto, dlatego wyjeżdża do Wrocławia; lecz zmiany zapewnione przez przyjaciółkę rozminęły się nieco z oczekiwaniami Salki. Zaczynając od tego, że przejęła nudną pracę w księgarni, aż po fakt, że wynajęty pokój na ulicy Lipowej znajduje się w starym, rozpadającym się domostwie, zamieszkałym przez pewną bardzo starą panią, wielbiącą wafelki papugę i głosy w słuchawce telefonu stacjonarnego. Na domiar złego przypałętała się za nią prawdziwa Przygoda w postaci Niedasia, czyli denerwującego rodzonego brata we własnej osobie, w ramach kary niebios lub, jak kto woli, zwykłego przypadku.

Prawdziwe kłopoty zaczynają się, gdy brat usiłuję utopić Salkę w Odrze, okazuje się, że na Lipowej starszych pań jest więcej, niż jedna, a wydarzenia, które mają miejsce w dzisiejszym Wrocławiu, mogą mieć swoje źródło kilkadziesiąt lat wcześniej, w Breslau lat czterdziestych.

"- To mój młodszy brat - przyznała Salka z nieukrywaną niechęcią. - Niedaś, niemoto, przywitałbyś się chociaż.
- Siemka.
- Niedaś!
- O, sorry, nie ta kategoria wiekowa. Ave!"

Nomen Omen to przede wszystkim wyśmienita zabawa już od pierwszych stron. Nierzadko spotykamy się ze stwierdzeniem, że pozycja posiada szczyptę humoru; tutaj o żadnej nutce ani odrobinie nie ma mowy - do swojej powieści Marta Kisiel wsypała całe wiadra elementów humorystycznych w najlepszym wydaniu. Niemalże na każdej stronie dostrzegamy komizm sytuacyjny, a co najlepsze, wcale nie wydaje się wymuszony. Sam styl autorki ma zabawny wydźwięk, niecodzienne zestawienie słów czy nietuzinkowo sformułowane zdanie potrafi rozśmieszyć w równym stopniu jak przekomiczne zachowanie bohaterów. Poczucie humoru pisarki trzyma się ram dobrego smaku; nawet nie próbowałam wyganiać uśmiechu goszczącego na moich ustach przez większą część lektury.

Dobra zabawa jest tu podszyta motywem grozy, powieść ma na celu nie tylko bawić czytelnika, ale również go zaintrygować, może trochę przerazić. Sceny nokturnowe i niebezpieczeństwo czające się tuż poza światłem latarni Wrocławia nadają lekturze dreszczyku, a tak silnie zakorzeniony w naszym dorobku literackim powrót do tematu drugiej wojny światowej wymaga zachowania powagi. Marta Kisiel fenomenalnie łączy momenty wymagające chwili refleksji i elementy wywołujące gęsią skórkę z charakterystycznym dla jej stylu poczuciem humoru. Zawsze wie, kiedy rozładować atmosferę i zrobić to w dobrym tonie, a kiedy pozostawić czytelnikowi czas na przemyślenia nad najpoważniejszymi wątkami.

Sama fabuła może i nie należy do awangardowych czy pionierskich, lecz próba rozwiązania zagadek domu na ulicy Lipowej, jego mieszkańców oraz historii prowadzi często do ślepych zaułków i licznych niewiadomych. To sprawia, że od Nomen Omen nie można się oderwać, bo przecież rozwiązanie zagadki mogłoby czekać już na następnej stronie, a kolejne rewelacje jedynie podsycają ciekawość. Wiecie, młodszy brat młodszym bratem, ale żeby tak rodzoną siostrę wrzucić do rzeki? I Salce coś tu nie gra, i czytelnikowi również, jednak autorka stopniowo wysuwa na światło dzienne kolejne podpowiedzi, które na początku wcale nie wydają się takie oczywiste i dopiero z czasem dostrzegamy wagę najmniejszych posunięć bohaterów.

"- Hm. Łacina. No tak. Pani to chyba jest zupełnie... niedzisiejsza.
- Zupełnie - potwierdziła zgodnie pani Matylda. - Wręcz przedwczorajsza."

Skoro już mowa o postaciach, to Marcie Kisiel udało się wykreować raczej niecodzienną plejadę fikcyjnych tworów, za którymi podąża pech mniejszego bądź większego kalibru. Salomea Przygoda wydaje się być mistrzynią w tej dziedzinie - tu niezbyt urodziwa twarz, tam gdzieś się potknie, jeszcze gdzieś indziej przydarzy jej się Niedaś - momentami przypomina karykaturę samej siebie. Nie tylko ona; wiele bohaterów oraz wydarzeń zostało przerysowanych i komicznie wyolbrzymionych, co akurat przemawia na korzyść lektury. Bo skoro za Salką wiernie drepcze nieszczęście, to czemu nie może być to pech do potęgi n-tej? Los i autorka pogrywają sobie z postaci, takiej Salomei przypisują Niedasia, który niebezpiecznie balansuje na cienkim progu granicy tolerancji siostry. Nota bene, właśnie takie relacje rodzeństwa są najbardziej wiarygodne; nie jakaś wyidealizowana bliskość, która zdarza się raz na milion, czy niekończące się pokłady czułości. Bracia potrafią być nieznośnymi potworkami, o czym na własnej skórze przekona się Salka. Oprócz nich pisarka wplata do lektury niepoprawnego romantyka, miniaturową blondynkę o ciętym języku i nader dobrze opanowanych technikach samoobrony (o czym na własnej skórze przekonają się pewni przedstawiciele płci męskiej) czy starszą panią wielbiącą Warcrafta.

Komizm sytuacyjny, lekki i przezabawny styl autorki oraz zakrawające na karykatury postacie niektórzy mogą uznać za przesadę czy przedobrzenie, dlatego Nomen Omen polecam jedynie osobom, które akurat są w humorze. Co prawda powieść porusza poważniejsze tematy, lecz nadal jest to thriller wepchnięty do gabinetu krzywych zwierciadeł, głównie mający na celu bawić i zachwycać, a dopiero potem uczyć. Nie chcę umniejszać wagi chociażby tematu drugiej wojny światowej, bo Marta Kisiel potraktowała ów wątek po mistrzowsku, lecz liczba śmiesznych sytuacji zdecydowanie przeważa. Taka symbioza skrajnych elementów dla mnie okazała się strzałem w dziesiątkę i jestem przekonana, że jeśli akurat macie ochotę na coś zabawnego, ale jednocześnie wciągającego, bez wahania poleciłabym Nomen Omen. Lektura zapewni Wam dreszczyk emocji, chwilę refleksji i niewyczerpalne pokłady powodów do śmiechu. To pozycja trochę na poważnie, lecz w głównej mierze napisana z przymrużeniem oka, wielokrotnie wyolbrzymiająca cechy bohaterów. Bo jeśli czytelnik ma dobrze się bawić, to czemu nie na całego?

"W końcu nic tak nie pomaga młodej wrażliwej kobiecie w codziennych kontaktach z najbliższymi, jak solidna dawka zdrowej, regularnie podsycanej paranoi." 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz