poniedziałek, 5 października 2015

"Cress", Marissa Meyer



Trzeci tom Sagi księżycowej, czyli jak Marissa Meyer po raz trzeci z rzędu z dziecinną wręcz łatwością rozłożyła mnie na łopatki.

Ślub Levany, okrutnej królowej Luny, z cesarzem Kaito zbliża się wielkimi krokami, a Cinder gorączkowo zastanawia się, jak temu zapobiec. Bycie najbardziej poszukiwanym cyborgiem-zbiegiem stanowi dodatkową przeszkodę w sprawnym planowaniu, dlatego ukrywa się w przestrzeni kosmicznej; i to na skradzionym statku jednego z najbardziej poszukiwanych kryminalistów, Carswella Throne'a. Oprócz niego towarzyszy jej niecodzienna para, czyli Scarlet z Wolfem.

Ich jedyną nadzieją pozostaje Cress, dziewczyna od kilku lat odseparowana od społeczności Luny, samotnie mieszkająca na satelicie oddalonej kilkanaście tysięcy kilometrów od Ziemi. Jest prawdopodobnie najlepszym międzygwiezdnym hakerem, od dawna śledzącym poczynania Cinder. Samotność Crescent nie oznacza jednak braku kontroli - w rzeczywistości wciąż żyje jedynie dlatego, że świadczy usługi Lunarom. Misja mająca na celu odbicie Cress z satelity nie do końca idzie zgodnie z planem... A czas ucieka.

"He should be ashamed. They should all be ashamed. And she would not let herself become mere baggage to be bartered for. Mistress Sybil had taken advantage of her for too long. She wouldn't let it happen again."

Rozpoczęcie lektury Cress to bardzo odpowiedzialna i wiążąca decyzja, z czego uprzednio możemy nawet nie zdawać sobie sprawy. Jednak już pierwszymi słowami Marissa Meyer rzuca urok na czytelnika, który od tej chwili nie będzie w stanie oderwać się od czytanej pozycji, a każde rozstanie z książką potraktuje jako czynność zakrawającą na niewykonalną. Mnogość wątków i panteon różnorodnych postaci sprawiają, że w futurystycznym świecie przesiąkniętym motywami baśniowymi akcja goni akcję. Śledzimy poczynania bohaterów na bieżąco nawet, jeśli  rozproszeni są po różnych zakątkach świata, obserwujemy figlarne nici losu, pogrywające z postaciami, które to przyciągają to odpychają ich od siebie. W karty powieści wkrada się nieodparte wrażenie prawidłowości przeznaczenia, jakby to wszystko zapisane było w gwiazdach.

Saga księżycowa stwarza jedynie pozory serii czerpiącej z motywów baśniowych jedynie w łagodny i ugrzeczniony sposób. Lunarzy, z królową Levaną na czele, są synonimem okrucieństwa, bezduszności, która przejawia się w brutalności i radykalnych metodach egzekwowania posłuszeństwa. Wraz z mrokiem do powieści wkrada się motyw szaleństwa, wstępnie nakreślony w ostatnich rozdziałach. Są to wątki, które pozytywnie mnie zaskoczyły, których nie spodziewałam się tutaj zobaczyć, a jednak Meyer udowadnia, że z baśni nie czerpie tylko tego, co na przestrzeni lat zostało przekształcone i dopasowane do młodszego odbiorcy.

Z mojej strony autorka największe brawa i ukłony zbiera za kreację bohaterów, za sam fakt, że przez całą lekturę przewija się tyle charakterów, a jednak zasługują na miano indywidualnych jednostek. Jestem absolutnie oczarowana Cress, księżycową wersją Roszpunki, genialnym hakerem, od lat uwięzioną w satelicie zawieszonej tuż nad Ziemią. Cała pozycja to tak naprawdę zderzenie snów i marzeń snutych w samotności z chłodną i otrzeźwiającą rzeczywistością; dziewczyna jest romantyczką i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Dlatego też gdy pojawia się wątek miłosny wydawało mi się, że wiem, czego się spodziewać - utartych schematów i wyświechtanych frazesów. Cress również oczekiwała epickiego romansu, a rzeczywistość przygotowała dla niej coś zgoła odmiennego - Carswella Throne'a. Chłopak wielokrotnie ściąga bujającą w obłokach bohaterkę na ziemię, a jego pragmatyzm stanowi uderzający kontrast dla wyśnionych ideałów dziewczyny.

"(...) You would have done the same thing I did, because you know that the threat Levana poses to Earth is much bigger than you or me... much bigger than any of us."
But the captain just shook his head. "That's very good of you to say, Cress. But trust me. I would have blackmailed someone."

Nie mogę pominąć Cinder, czyli utalentowanej mechanik-cyborga, a jednocześnie zaginionej lunarskiej księżniczki Selene. To postać, która przeszła tak niesamowitą metamorfozę, od tłamszonej przez macochę do silnej i zdeterminowanej heroiny. Ma w sobie tyle godnej podziwu waleczności zestawionej z absolutnie uroczą nutą niepewności i nieśmiałości w towarzystwie cesarza Kaia (ich związek ma w sobie tyle niedopowiedzeń a jednocześnie tak dużo nadziei, że to aż boli, ale jednocześnie stanowi źródło całego mojego uwielbienia). W Cress na pierwszy plan coraz bardziej wysuwa się lunarskie dziedzictwo dziewczyny, jej umiejętność kontrolowania umysłów, co przyniesie za sobą mrok i rozdarcie. Meyer nie dokonuje szczegółowej analizy pewnych działań Cinder, pozostawiając je do indywidualnej oceny czytelnika.

Z każdym kolejnym tomem na nowo zakochuję się w Sadze księżycowej, w fenomenalnych reinterpretacjach kolejnych baśni, osadzonych następnie w gatunku sci-fi. Autorka ma prawdziwy dar do snucia opowieści, które fascynują i wciągają od samego początku, trzymając w uścisku oczekiwania i niepewności aż do ostatnich stron. Z pewnością stoi za tym lekkie pióro, nutka humoru bawiącego do łez i całe mnóstwo trzymającej w napięciu akcji. Co prawda napięcie przeplata się z wolniejszymi, stonowanymi scenami, między innymi przewinie się tu motyw wędrówki, kluczowy dla kreacji postaci, lecz dla czytelnika nie tak ekscytujący. Wynagradzają to rozdziały z punktu widzenia pozostałych bohaterów, a gdzieś w tle nieustannie mamy świadomość wyścigu z czasem.

Cress jest zdecydowanie mroczniejsza od poprzedniczek - głębiej wchodzimy w mentalność Lunarów nie tylko jako narodu w ogóle, lecz w odniesieniu do poszczególnych jednostek takich jak królowa Levana czy nawet Cinder. Meyer wykreowała całą paletę intrygujących i wyrazistych postaci, których losy są tak odmienne, że na pierwszy rzut oka nie mają prawa na siebie wpaść. A jednak bohaterów oplatają niewidzialne nici (przypadku? przeznaczenia?), które zdają się przyciągać ich do siebie. To dążenie do syntezy sprawia, że Cress stanowi nieziemską przygodę - i w przenośni, i dosłownie.

"She will make a difference. The people of Luna are going to rally around her. She's going to reclaim her throne."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz