poniedziałek, 7 września 2015

"Powiedziałabym ci, że cię kocham, ale...", Ally Carter



Tytuł oryginalny: I'd Tell You I Love You, But Then I'd Have to Kill You
Seria/cykl wydawniczy: Dziewczyny z Akademii Gallagher #1
Wydawnictwo: Amber

Przedziwny dobór lektury, zdaję sobie z tego sprawę. Gdyby nie przedziwne odrodzenie, jakie właśnie przeżywa ta powieść wśród osób obserwowanych przeze mnie na Twitterze czy Tumblrze, zapewne nigdy nie zaszczyciłabym pozycji ani jednym spojrzeniem. Bardzo niepozorna, drobna książka, licząca sobie nieco mniej niż 300 stron, za granicą wydana niemalże 10 (!) lat temu, z okładką, która raczej nie przyciąga wzroku dzisiejszych czytelników. "W sumie," pomyślałam "co mi szkodzi. Przynajmniej będę wiedziała, o czym wszyscy dyskutują." Czy rzeczywiście jest o czym mówić?

Dla postronnego obserwatora Akademia Gallagher to prywatna szkoła dla rozpuszczonych dziewcząt. Jednak to tylko fasada, a za murami skrywa się instytucja zgoła innego rodzaju. Za biurkiem dyrektorki zasiada była tajna agentka CIA, natomiast jej uczennice opanowują umiejętności posługiwania się czternastoma językami, doskonalą się w sztukach walki czy... szpiegostwa.

Cammie Morgan ma ksywkę Kameleon i to nie bezpodstawnie. Wiele dziewcząt może tylko pozazdrościć jej zdolności wtapiania się w tło, co sprawia, że często jest po prostu niezauważana. Jednak, jak sama mówi, to raczej przydatna umiejętność, zwłaszcza w Akademii Gallagher dla Wyjątkowych Dziewczyn. Tegoroczne rozpoczęcie roku szkolnego jest równoznaczne ze wzbogaceniem planu lekcji w kolejne, nietypowe zajęcia. W końcu Cammie i jej przyjaciółki, Bex oraz Liz, będą miały możliwość uczęszczania na tajne misje, i to z debiutującym, tajemniczym nauczycielem. Pierwsze akcje w terenie, skosztowanie nutki niebezpieczeństwa, adrenaliny i konsekwencji w wyniku źle wykonanego zadania, nowa uczennica, niespodziewane przyjaźnie i wyrzeczenia. Dziewczyna po raz pierwszy zazna smaczków życia zwykłej nastolatki, gdy zakocha się w normalnym chłopaku - który nigdy nie może poznać prawdy o jej szpiegowskim dziedzictwie.

Powiedziałabym ci, że cię kocham, ale... okazała się zadziwiająco przyjemną lekturą, idealną na leniwe popołudnie. Lekki styl autorki, przyprószony odrobiną nastoletniego entuzjazmu, sprawił, że połykałam kolejne strony w mgnieniu oka, a, zważając również na małą objętość, nim się obejrzałam, przewracałam ostatnią stronę. Carter nie zapomina o elementach humorystycznych, które, ku mojemu zaskoczeniu, nie wypadły ani niezręcznie, ani nie sprawiały wrażenia wymuszonych. Czyta się z mimowolnym uśmiechem na ustach.

Najbardziej spodobał mi się koncept Akademii Gallagher, w której podczas posiłków każdego dnia dziewczyny muszą mówić w innym języku, jeśli chcą prowadzić jakiekolwiek konwersacje, potem zgłębiają tajniki szpiegowania na lekcjach, by następnie wykorzystać wiedzę w praktyce. Carter fantastycznie wykreowała szkolną atmosferę, dodając gmachowi smaczku w postaci tajnych przejść, odkrywanych przez uczennice na własną rękę, wyjątkowych zajęć czy wieloletniej tradycji. Z zainteresowaniem zaczytywałam się w zwyczajach oraz historii Akademii i wydaje mi się, że to najbardziej dopracowany element pozycji, choć wiem, że pozostało jeszcze wiele do zgłębienia.

Niestety, taka objętość nie pozwala na pełne rozwinięcie wszystkich interesujących mnie wątków. Momentami miałam wrażenie, że autorka ominęła część wyjaśnień czy też niedostatecznie zaakcentowała powagę sytuacji, dlatego niekiedy nie potrafiłam wczuć się w akcję czy opisywane wydarzenia. Mniejsza liczba stron oznacza także bardzo słabą charakterystykę, nie wspominając o portretach psychologicznych postaci. O poczynaniach Cammie czytałam z prawdziwą przyjemnością, a podczas każdej akcji podziwiałam jej umiejętność wtopienia się w tło czy innowacyjne pomysły. Nawet jeżeli niewiele jestem w stanie powiedzieć o jej przyjaciółkach; o Bex i jej stanowczości; o Liz i jej genialnym umyśle, to autorka odniosła sukces w kreowaniu więzi między dziewczynami, relacji, do których w pewnym momencie czytelnik zwyczajnie się przywiązuje, zażyłości, która wzbudza emocje.

Główny trzon powieści stanowi tak naprawdę zauroczenie Cammie chłopakiem z pobliskiego miasteczka, pierwsze kroki stawiane jako zwyczajna nastolatka, kreowanie nowej tożsamości na rzecz Josha, który nie może się dowiedzieć, że jest jedną z dziewczyn Gallagher. Nie czerpałam zbyt wielkiej przyjemności z tego wątku, jako że momentami sprawiał wrażenie zbyt sztucznego albo zbyt spłyconego, bym nabrała chęci kibicowania młodym zakochanym. Zdaję sobie sprawę, że wykraczam już o kilka lat poza grupę docelową powieści, dlatego ów element nie przypadł mi do gustu.

W dużej mierze uratowało mnie podejście, w którym nie stawiałam pozycji wysokich oczekiwań, dzięki czemu pozycję będę wspominać ciepło i z uśmiechem. Ally Carter na kartach powieści wykreowała fantastyczną Akademię, której zakamarki poznawałam z ogromną przyjemnością. Detale dotyczące instytucji są na tyle szczegółowe, że sprawia ona wrażenie miejsca istniejącego naprawdę, a dziewczyny biegające po korytarzach w dopasowanych mundurkach z lekcji wiedzy o krajach na tajne misje kreują niepowtarzalną atmosferę, wykraczającą poza świat fikcyjny. Największy minus stanowi wyraźne spłycenie wielu wątków, co nie zawsze pozwoliło mi na czytanie z pełną przyjemnością. Dostrzegłam również kilka drobnych zgrzytów dotyczących tłumaczenia, m.in niektóre zdania brzmiały niezręcznie po polsku i bez trudu mogłam się domyślić, jak brzmiały w oryginale. Niemniej jednak tom otwierający serię o Akademii Gallagher wywołał we mnie zaskakujące pokłady sympatii i wzbudził pragnienie czegoś więcej. Polecam w szczególności dziewczynom do lat 13/14, a także osobom poszukującym książki lekkiej, trochę z przymrużeniem oka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz