niedziela, 5 lipca 2015

"Ostre przedmioty", Gillian Flynn

"To szaleństwo myśleć o tym, o czym myślę. To szaleństwo o tym nie myśleć."

Kryminały czy thrillery czytam bardzo rzadko, żeby nie powiedzieć - wcale. Jednak nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Gillian Flynn; wcześniej miałam przyjemność zaznajomienia się z pozycją Zaginiona dziewczyna, którą wspominam dobrze, aczkolwiek bez fajerwerków. Tym razem zmierzyłam się z debiutem autorki - czy się opłacało?

Camille Preaker jest dziennikarką, pisującą dla niszowej chicagowskiej gazety Daily Post w dziale kryminalnym. Jej najnowsze zlecenie to sprawa zabójstwa dwóch małych dziewczynek w Wind Gap, małym miasteczku w stanie Missouri. Jej rodzinnym mieście. Demony przeszłości, od których miała nadzieję uciec, ponownie dadzą o sobie znać. Aby poznać prawdę będzie musiała powrócić do znienawidzonego domu, oschłej rodziny, duszącej atmosfery Wind Gap oraz jego mieszkańców. A przede wszystkim będzie musiała odkopać własne, tragiczne wspomnienia.

Ostre przedmioty, pomimo statusu debiutu, to niezwykle dojrzała i fascynująca w swej subtelności powieść. Flynn fenomenalnie kształtuje społeczność, liczącą zaledwie dwa tysiące mieszkańców, w której nie sposób uciec od plotek i błędów młodości. Każda rodzina skrywa w sobie jakiś dramat, mniejszy lub większy. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z postaciami szablonowymi, wzorcami parenetycznymi pewnych osobowości. Jednak szybko dostrzegamy, że powyższe założenie tyczy się jedynie mężczyzn. To kobietom poświęca całą swoją uwagę, z prawdziwą finezją kreuje portrety dam nietuzinkowych, obdarowując je siłą i niepewnością, altruizmem i egoizmem. W przypadku pań z domu Camille, a nawet samą dziennikarkę Preaker, jak na dłoni widać, że swoimi charakterami królują wśród pozostałych, odznaczając się pewnymi... niekonwencjonalnymi cechami.

Na początku Camille to jedynie średniej klasy reporterka, jednak kolejne wydarzenia, niby mimochodem, nadają jej barw i wymiarów. Tak dowiadujemy się, jak kobieta od zawsze radziła sobie z wykańczającą rolą "drugiej córki", wiecznie niedostatecznej; choć przepiękna, swojej matce, Adorze, nigdy nie mogła zastąpić Marian. Nie bez powodu używa się zwrotu "trauma z dzieciństwa" - w przypadku Camille ma on wiele znaczeń, w wielu decyzjach podejmowanych przez bohaterkę możemy doszukiwać się głęboko ukrytej chęci przynależności oraz miłości, a także przeogromnego smutku i samotności. Jej trzynastoletnia przyrodnia siostra, Amma, przedstawia archetyp młodzieńczego buntu i nazbyt szybkiego porzucenia dziecięcej niewinności. Z kolei Adora, matka Camille, to kobieta rozkoszująca się władzą, która zawsze chce mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą. Wszystkie trzy pod maskami, kolejno, typowej dziennikarki, rozwydrzonej i wyniosłej nastolatki oraz perfekcyjnej kobiety sukcesu, skrywają własne, mroczne tajemnice.

"Na swej skórze mam wyrytych jedenaście synonimów niepokoju."

To właśnie portrety psychologiczne postaci, ta chęć zagłębienia się w złożone umysły mieszkańców Wind Gap, stanowią siłę napędową Ostrych przedmiotów. Kolejne odkrycia dotyczące śledztwa w sprawie zabójstwa dziewczynek schodzą niemalże na dalszy plan w obliczu misternie wykreowanych charakterów. Fabule brak nieprzewidywalności, drobne informacje bardzo szybko pozwalają wytypować kilkoro potencjalnych morderców, jednak to zawsze motyw stanowi najsmaczniejszy kąsek i tak też było w tym przypadku. Właśnie podłoże zbrodni okazuje się najtrudniejszą zagadką, dopiero przy zakończeniu czytelnik jeszcze raz patrzy na wcześniej nic nie znaczące sytuacje, czasami pojedynczą wypowiedź, która powinna upewnić go w stuprocentowym przekonaniu, jednak i tak pozostaje ta nutka zawahania aż do ostatnich stron.

W swojej powieści autorka przywiązuje ogromną wagę do detali, które wydają się trywialne, lecz tworzą pełny i złożony obraz miejsca akcji; to prawdziwa uczta dla wszystkich zmysłów. Jednocześnie posługuje się dojrzałym językiem, potocznym lub zawierającym funkcję poetycką, zależnie od momentu, bez jakiegokolwiek elementu sztuczności.

Stephen King porównał powieść do węża, który jakoby nawet po zakończeniu wije się i syczy w głowie niczym w jamie. Poniekąd jest to prawda, jednak nie należy oczekiwać mrożącego krew w żyłach thrillera - momentami przerażającego i wywołującego ciarki na plecach, tak - lecz to nie kryminał, który trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Przerażenie wywołuje fakt, że autorka przedstawia dramaty życia, ale życia codziennego, w którym trudno odróżnić człowieka od potwora i robi to w sposób tak naturalny, że czytelnik spija słowa z kart powieści. Ostre przedmioty przedstawiają kawał dobrej literatury, w której Flynn odznacza się dojrzałością słowa i godną pozazdroszczenia umiejętnością w kreowaniu intrygujących postaci. W porównaniu do tego, jak szczegółowo autorka potraktowała całą historię, zakończenie jawiło mi się jako pisane naprędce, nieco ujmując lekturze w ogóle. Jednak dla mnie debiut Flynn okazał się większym sukcesem, aniżeli bestsellerowa Zaginiona dziewczyna.

"Moja skóra krzyczy."

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz