sobota, 2 maja 2015

"Hopeless", Colleen Hoover

Tytuł oryginału: Hopeless
Seria/cykl wydawniczy: Hopeless #1
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 384

"Chcę ci powiedzieć, co do ciebie czuję, ale w całym pieprzonym słowniku nie ma takiego słowa, które by opisywało ten stan. A muszę znaleźć to słowo. Muszę je znaleźć, bo chcę, żebyś je ode mnie usłyszała."

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Colleen Hoover nie należało do najbardziej udanych. Owszem, Pułapka uczuć była dobrą lekturą, jednak nie odznaczyła się niczym szczególnym na tle innych pozycji z tego gatunku. Dlatego moje podejście do Hopeless było pełne obaw; książka wychwalana ze wszystkich stron może po prostu okazać się porażką roku. Jednak zamiast dosłownie beznadziejnej ta powieść okazała się pełna nadziei, wciągająca, a przede wszystkim wstrząsająca.

Sky nie należy do zwyczajnych dziewczyn - została adoptowana trzynaście lat temu, w domu ma kategoryczny zakaz używania wszelkich nowinek technologicznych, jako że są to siedliska wszelkiego zła (według Karen, jej matki), dopiero co poszła do ostatniej klasy publicznego liceum, po latach domowej edukacji, a jej najlepsza przyjaciółka, Six, zmienia chłopaków jak rękawiczki i zawsze przy okazji znajduje kogoś dla Sky. Tylko że przy jakimkolwiek kontakcie fizycznym, nastolatka czuje... pustkę. I wtedy spotyka Holdera; po raz pierwszy w życiu czuje typowe motylki w brzuchu. Pomimo tego, że cieszy się on złą reputacją, Sky jest nim zafascynowana. Kim jest ten chłopak z wytatuowanym Hopeless na ramieniu? Jakie beznadziejne tajemnice drzemią w jego oczach? A przede wszystkim, czy obydwoje będą na tyle silni, by przetrwać nieunikniony wybuch?

Ta pozycja jest wszystkim, czego się po niej nie spodziewałam. Zazwyczaj powieści z gatunku New Adult czyta się lekko i szybko, ale tę wprost pochłonęłam i autentycznie nie potrafiłam się od niej oderwać. Czytałam w każdej wolnej chwili i ubolewałam nad wszelkimi przymusowymi przerwami. Książka wywołała we mnie sprzeczne uczucia - na początku był to bezwiedny uśmiech, na którym kilkakrotnie się przyłapałam, po kilkudziesięciu rozdziałach były to już usta rozdziawione w zdumieniu. W pewnym momencie byłam tak z siebie dumna, że szybko rozgryzłam głęboko skrywany sekret Sky, w oparciu o aluzje, ale w żadnej mierze nie byłam przygotowana na drugą, trzecią, siódmą bombę zrzuconą mi na głowę przez autorkę chwile później. Pierwsze 200-300 stron to cisza przed burzą, prawdziwą wichurą.

Na początku pomiędzy Sky a Holderem trwa absolutnie rozkoszna gra w kotka i myszkę. Zafascynowana ściskałam powieść w obydwu dłoniach, niecierpliwa rozwoju wypadków. Hopeless czyta się niezwykle szybko, bezwiednie przewracając kolejne strony. Język i styl Hoover są bardzo przystępne i przyjemne, a jej słowa chce się połykać. Ukrywa mnóstwo aluzji pomiędzy zdaniami, upycha sekrety w najciemniejsze kąty, by oświetlić je reflektorem punktowym w najmniej spodziewanym momencie. Czytelnik z początku nie docenia tej powieści, określając ją jako zwykłą młodzieżówkę, ale książka Colleen Hoover wychodzi poza te ramy i traktuje o bardzo poważnych problemach. Pomimo ciężkiej tematyki nie określiłabym tej lektury mroczną ani przytłaczającą w swojej beznadziejności; autorka umiejętnie balansuje na krawędzi oddzielającej mrok od nadziei.

Bardzo polubiłam Sky, bo uważam, że jest silną i, wbrew pozorom, samowystarczalną dziewczyną. Z lekceważącym machnięciem ręki zbywa nieprawdziwe plotki podczas pierwszych dni szkoły, a nawet bierze udział w naiwnej grze oczerniających ją nastolatków, np. koloryzuje obraźliwe kartki przylepiane do swojej szafki, uważając, że brak im kreatywności. Również Holder został wykreowany na ciekawą postać, ze swoimi nieustannymi wahaniami nastroju, raz będąc oazą spokoju i rozsądku, innymi razy bez słowa wychodząc z pokoju. Na początku irytowały mnie jego kompletnie nieuzasadnione zachowania, jednak z czasem się do nich przyzwyczaiłam, a nawet zaczęłam je rozumieć. Uwaga - gdy pomyślicie, że wiecie już o nich absolutnie wszystko, właśnie wtedy Hoover uwielbia sprawiać swoim czytelnikom małe niespodzianki.

Sceny ze Sky i Holderem to sam smak, jednak niektóre momenty wydawały mi się kompletnie nie na miejscu, albo było ich zwyczajnie za dużo. Przykładowo, we dwójkę są w trakcie poważnej rozmowy, może nawet kłótni, a chłopak sądzi, że załatwi wszystko jednym pocałunkiem. Wiem, że jest to fikcja literacka, ale niekiedy ich idylliczne zachowania zakrawały już na prawdziwy absurd i sprawiały, że kompletnie nie potrafiłam wczuć się w powieść. Chyba by nie zabolało, gdyby takich scen było odrobinę mniej.

Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy, jaką autorka włożyła w przygotowanie tej książki, bo gołym okiem widać, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Po każdym kolejnym rozdziale czytelnik łaknie więcej, a kolejne, niby mimochodem wspomniane, wskazówki nie pozwalają oderwać się od powieści choćby na chwilę. Mamy tu nie tylko tajemniczego chłopaka, ale i tajemniczą dziewczynę, a razem stanowią serię szczelnie zamkniętych pudełek - to oni decydują, kiedy będziemy mogli do nich zajrzeć. Po jednej z rewelacji Holdera Sky myśli: Nie mam pojęcia, co począć z granatem, który właśnie odbezpieczył. Dla mnie Hopeless jest właśnie garścią granatów, tykających bomb oczekujących na wybuch. To powieść o odkrywaniu drugiego człowieka, ale i odkrywaniu samego siebie, powieść o uśmiechach, ale i o łzach, ale przede wszystkim o podnoszeniu się z ruin.

"Powoduje, że jestem niezbędna.  Tak jakby moja egzystencja była nieodzownym elementem jego przetrwania."

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz