środa, 20 maja 2015

"Dzikie serce", Moira Young

Tytuł oryginalny: The Rebel Heart
Seria/cykl wydawniczy: Kroniki Czerwonej Pustyni #2
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 400

"Jestem lękiem w ich oczach, głodem życia, zapachem bliskiej śmierci na ich skórze."

Krwawym szlakiem trudno było się nie zachwycić - autorka nie omieszkała ukryć pomiędzy zdaniami drugiego, głębszego znaczenia, co od razu sprawiło, że zapunktowała w moich oczach, a Saba jako główna bohaterka stanowiła intrygującą postać. Od pierwszego tomu nie potrafiłam się oderwać i, naturalnie, w kontynuacji szukałam tego samego. Czy Dzikie serce okazało się tak samo genialne, jak jego poprzedniczka?

Misja, której celem było uratowanie Lugh, zakończyła się sukcesem. Mając u boku ukochanego brata bliźniaka Saba powinna czuć się wniebowzięta. W końcu, razem z młodszą siostrą i osieroconym Tommo, zmierzają w stronę Wielkiej Wody, krainy mlekiem i miodem płynącej - krainy żyznych gleb i czystych wód, krainy nietkniętej przez Złomonterów, którzy zostawili Ziemię spękaną i jałową, naznaczoną bliznami upadłej świetności. A tam będzie czekał na nią Jack. Tak obiecał. Jednak za Sabą ciągną się cienie i szepty zmarłych, a dziewczyna sądzi, że traci zmysły.

W tym samym czasie władzę po obalonym Vicaru Pinchu obejmuje Wielki Pionier. Dokonuje zmian w szeregach Tontonu, dawnej gwardii przybocznej króla. I wygląda na to, że tym razem naprawdę postara się odbudować społeczeństwo. Jednak co oznaczają powozy, na zmianę zabierając ze sobą starych i schorowanych oraz młodych i silnych? W jakim celu i gdzie zostaną wywiezieni? Co planuje Wielki Pionier i jaka jest jego wizja świata?

Zacznę od tego, że nie cierpię motywu wędrówki. Autorka zgrabnie wybrnęła z tego w pierwszym tomie, doprawiając swoją powieść przyprawiającymi o szybsze bicie serca przygodami. Podróżowałam z Sabą z prawdziwą przyjemnością, często z duszą na ramieniu. Dzikie serce kontynuuje ten motyw, jednakże z marniejszym skutkiem. Nawet nie chodzi o to, że czytanie szło mi opornie, bo to nieprawda; pióro Moiry Young niezmiennie pozostaje lekkie, a styl wciąż zachwyca. Chodzi raczej o to, że nie miałam żadnych oporów przed odłożeniem lektury na później. Podróż Saby do Wielkich Wód nie była ani tak ekscytująca, ani tak niebezpieczna jak misja, której przyświecało uratowanie Lugh. Na całą powieść przypada jedno, w skrajności dwa wydarzenia, które śledziłam z zapartym tchem. Jak na pozycję czterystustronicową nie przedstawia się to jako najlepszy wynik. Jeśli już dochodziło do jakiś chwil grozy, nie potrafiłam się wczuć w nie na tyle, by obawiać się o losy bohaterów.

Może chodzi o to, że nie potrafiłam dostatecznie zżyć się z postaciami. Jak szybko Saba wspięła się na mojej liście ulubionych protagonistek swoją postawą w tomie pierwszym, tak tutaj jej pozycja drastycznie spadła. Jako Anioła Śmierci wyróżniała ją lawa, niemalże instynktowna wola przetrwania, która sprawiła, że stała się wojowniczką nie mającą sobie równych. Kiedy zabrakło tego podskórnego ognia, Saba nie jawi się już jako tak intrygująca bohaterka, rzekłabym nawet, że znika w morzu innych postaci. A szkoda, bo wiązałam z nią wielkie nadzieje; w Dzikim sercu rysuje się bardziej jako osoba mdła i bez wyrazu. Ciekawą odskocznię stanowią te cienie zmarłych oraz ich nieustanne podszepty i myśli, że może traci rozum. Każda śmierć pozostawia po sobie piętno, a Young doskonale wie, jak je sportretować. 

Jest i DeMalo, tajemniczy mężczyzna stojący na czele Tontonu, który tak zaintrygował mnie w tomie pierwszym. Moje prośby zostały wysłuchane i w końcu dostaje więcej, niż kilka epizodów - całe kilkanaście, jeśli nie więcej, stron! Przyznam szczerze, że postać obrała nieco inny kierunek, niż na początku się spodziewałam, i jak poprzednio przypominał mi Darklinga z Trylogii Griszy, tak tutaj ma coś w sobie z Sebastiana Morgensterna, bohatera Darów Anioła. Jest niezaprzeczalnym idealistą, momentami zakrawając na fanatyzm i absurd, co niekiedy wręcz... odrzuca. Jednak wiem, że jego postać nadal się rozwija i to, co pokazał w tym tomie, nie jest wszystkim. Pomimo tego nadal darzę go tym dziwnym rodzajem sympatii.

Tym razem całość fabuły opiera się na poszukiwaniu Wielkiej Wody, a tym samym, Jacka, jednak ten motyw wędrówki nie zachwyca w równym stopniu, co w tomie pierwszym. Porusza jednak kilka innych, ciekawych tematów, między innymi rodzącej się rebelii, niezwykłej wieszczki skrywającej się w niezmierzonych falach pustyni, czy samej kwestii Wielkiego Pioniera i jego idei dotyczącej odbudowania świata. Saba przekona się, że osoba, którą dotąd uważała za tak bliską swemu sercu, może okazać się jednocześnie kimś, kto wbije jej nóż w plecy. Garść intryg i lekkie pióro Young rekompensują nieszczególnie wciągającą fabułę, sprawiając przynajmniej, że lektura nie stanowi ogromnego ciężaru. Do Dzikiego serca wkradło się zbyt wiele chaosu, nie pozostawiając miejsca dla cech, które tak urzekły mnie w Krwawym szlaku. Możliwe, że oczekiwałam zbyt wiele, lecz mam nadzieję, że finałowy tom serii to wszystko mi zrekompensuje. Bo tutaj moja przygoda z Sabą na pewno się nie kończy.

"Ty jesteś inna. Nie można cię uwiązać. Musisz być wolna i szybować. Latać."

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz