niedziela, 19 kwietnia 2015

"Złodzieje snów", Maggie Stiefvater

"Tańczył na ostrzu noża pomiędzy jawą a snem. Gdy śnił w ten sposób, był niczym król. Mógł naginać świat do swojej woli. Mógł go spalić."

Za każdym razem to podkreślam i nie sądzę, bym kiedyś miała przestać - Maggie Stiefvater jest niezaprzeczalnie jedną z moich ulubionych pisarek. Dokładnie wiem, czego oczekiwać po jej powieściach, a ona z każdym kolejnym czytanym przeze mnie tomem daje mi jeszcze więcej. Jest pisarką-czarodziejką; taką, która nie potrzebuje ani wymyślnej fabuły, ani wypchanych akcją stron książki, bo ona i tak tworzy dzieło sztuki i bez tego. Złodzieje snów nie są wyjątkiem w tej regule.

Sen i rzeczywistość to dla Ronana Lyncha praktycznie te same kwestie. Posiada pewien specjalny dar - potrafi wyśnić przedmioty, a następnie zabrać je ze sobą do prawdziwego świata w momencie przebudzenia. Jest to jeden z trzech rodzajów tajemnicy, z jakimi żyje - zbyt mroczny, by umysł chciał się do niego przyznać.

Poszukiwania Glendowera zdają się tkwić w miejscu. Odkąd linie mocy zostały przebudzone, nieustannie powodują zakłócenia, niekiedy same znikając. Blue, Ronan, Gansey, Adam i Noah, piątka zgranych przyjaciół, starają się zrozumieć występujące anomalie, a w tym samym czasie do Henrtietty przybywa Szary Mężczyzna, który jest... płatnym zabójcą.

Chociaż nie minęło dużo czasu, odkąd przeczytałam Króla Kruków, lektura Złodziei snów była jak powrót do domu. Była jak zanurzenie się w jeziorze, gdzie woda zatyka mi uszy, nos, usta, gdzie jest tak wszechogarniająca a jednocześnie tak przyjemna, że nie miałam ochoty się z niej wynurzać. Stiefvater wciągnęła mnie w swój zaczarowany świat, gdzie wszystko wydaje się zbyt prawdziwe, by być zwykłą fikcją literacką. W pewnym sensie autorka traktuje prozę jak poezję, co potęguje tylko zachwyt czytelnika, a plastyczne opisy sprawiają, że mimowolnie przenosimy się do świata Blue i Kruczych chłopców nie jako bierni obserwatorzy, lecz uczestnicy.

Jednym z najwspanialszych atrybutów powieści są właśnie bohaterowie. Złodzieje snów bez wątpienia należą do Ronana, który posiadł moje serce już w pierwszym tomie. Jest arogancki, częściej mówi zanim pomyśli i uwielbia życie na krawędzi, co potwierdzają uliczne wyścigi i Joseph Kavinsky. Może dlatego momenty, w których wydaje się bezbronny, autentycznie szczęśliwy czy kiedy miewa przejawy dobroci są tak cenne i wyjątkowe. Potem jest Gansey, ojciec/matka (albo najlepiej obydwoje rodziców na raz) dla Kruczych chłopców, którego zrozumiałam i pokochałam dopiero teraz; Adam, który nie potrzebuje twojej litości; Noah, o którym wszyscy czytelnicy notorycznie zapominają, choć jest nie tylko najlepszym przyjacielem wyżej wymienionych chłopców, ale również Blue; i wreszcie, właśnie Blue, która całą sobą wyraża ekscentryczność, ale i chęć do podejmowania ryzyka, a której ust autorka użyczyła w celu wyrażania przekonań feministycznych (i bardzo dobrze, bo czasami mam wrażenie, że za mało tego w literaturze).

Czuję, że znam każdą z tych postaci, płaczę, śmieję się i zachwycam razem z nimi, a szczegóły na ich temat ukryte pomiędzy zdaniami chłonę jak gąbka. Jest coś uzależniającego w chęci poznania każdego z nich bliżej, w tych momentach wyczekiwania na kolejne dialogi przeprowadzane pomiędzy głównymi bohaterami, w przypadkowych wybuchach śmiechu. Co najlepsze, autorka obdarowała swoje postacie indywidualnym poczuciem humoru, który niejednokrotnie bawił mnie niemalże do łez.

Powieści Maggie Stiefvater aż chce się recenzować, bo słowa przychodzą z niezwykłą (a może nawet zbyt wielką) łatwością. Jednak jej książki nie są dla wszystkich. W całym swym kunszcie The Raven Cycle jest jednak serią specyficzną, niekiedy jej ukryty sens gdzieś mi umyka, a innymi razy jest tak dobitnie przedstawiony, że trudno go przeoczyć. Autorka zdradza wiele kwestii już na początku, formuje więź z czytelnikiem, który staje się wszechwiedzący, znajduje się ponad postaciami. Nie da się ukryć, że w swojej pozornej przewidywalności, powieść zawiera wiele szokujących elementów, odpowiedzi, których czytelnik nie był w stanie dostrzec wcześniej.

Niektórych aspektów magii po prostu nie da się wyjaśnić, dlatego dla niektórych wyjątkowych cech Złodziei snów nigdy nie znajdę słów. Oczywiście, w żadnej mierze nie jest to powieść idealna, ale dla mnie zalety znacznie przeważają nad drobnymi wadami. Nigdy nie oczekuję od Stiefvater całkowitej perfekcji, a mimo tego podziwiam ją i szanuję. Ta pozycja ma wszystko, o czym marzyłam - genialnie wykreowanych bohaterów, całą garść dobrego humoru, zachwycający język i styl (notabene miałam okazję przeczytać angielską wersję, jednak zdecydowałam się zaczekać na tę polską, bo wprost uwielbiam tłumaczenie; w pełni oddaje unikatowy klimat powieści). Złodzieje snów to lektura wielowarstwowa, choć momentami bardzo prosta i zwyczajna, a czytelnik pragnie się delektować każdym jej skrawkiem.

Tytuł oryginalny: The Dream Thieves
Seria/cykl wydawniczy: The Raven Cycle
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 479
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz