poniedziałek, 27 kwietnia 2015

"Krwawy szlak", Moira Young

Tytuł oryginalny: Blood Red Road
Seria/cykl wydawniczy: Kroniki czerwonej pustyni #1
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 400

"Ty jesteś nocą, Saba, a Lugh dniem."

Saba i jej rodzina od zawsze żyli w odosobnieniu; ojciec, który zarzeka się, że potrafi czytać przyszłość z gwiazd, brat bliźniak, Lugh, zawsze razem z nią przeciwko całemu światu, i młodsza siostra, Emmi. Wydaje się, że już zawsze tak będzie. Pewnego dnia, wśród chmur czerwonego pyłu, przybywa czterech jeźdźców i porywa Lugh. Saba bez wahania wyrusza w pogoń za bratem, kierując się na nieznane tereny, niczym w paszczę lwa. Wola walki i chęć przetrwania popłyną niczym lawa w jej krwiobiegu, silniejsze niż strach. Sprzymierzeńców znajdzie wśród zgrupowania nieustraszonych wojowniczek i jednego intrygującego chłopaka.

Minęło kilka dni, odkąd ukończyłam lekturę Krwawego szlaku i nadal nie potrafię wyjść z podziwu. Wciąż od nowa zachwycam się, jak autorka zadbała o szczegóły, by potęgowały one wrażenie realności fikcji literackiej. Powieść cechuje uniwersalizm, ukryta w zabawie językiem i słowem krytyka współczesnego świata, przestroga przed pychą ludzi zdolną obrócić cały dorobek cywilizacyjny w proch i zagrzebać go pod piaskami pustyni. Bo świat Saby stoi na gruzach dawnych megalopolis. Nie wiadomo, co konkretnie doprowadziło do upadku wysoko zaawansowanego społeczeństwa, lecz na każdym kroku niezwykłej i niebezpiecznej podróży naszą protagonistkę otaczają wspomnienia zdegradowania, czy to w postaci rzędów porzuconych samolotów, którymi nikt już nie potrafi latać, czy cmentarzyska rozsypujących się drapaczy chmur. Wszystko to zostało zgrabnie i naturalnie wplecione w fabułę, nawet dla czytelnika nabierając powszedniości. Ludzkość nie tylko straciła dorobek techniczny ale i kulturowy; książki stają się artefaktami, skarbem, którym jedynie nieliczni mogą się zadowolić.

Właśnie ten rarytas, jakim jest literatura i dostęp do wiedzy spisanej, Young prezentuje w stylu swojej powieści. Wprowadza innowację, jaką jest brak myślników rozpoczynających wypowiedź bohaterów. Na początku bardzo mnie to drażniło i nie potrafiłam przyzwyczaić się do takiego zabiegu. Jednak z czasem zaczął on działać na korzyść lektury, między innymi dynamizował akcję. W oryginale znajduje się również wiele błędów językowych czy wymowy potocznej, obrazujące brak wykształcenia Saby, ale cieszę się, że akurat tego elementu zabrakło w tłumaczeniu. Wbrew wszystkiemu powieść jest świetnie napisana, mająca swój urok w krótkich, często lakonicznych zdaniach, a emocje niejednokrotnie chwytają za gardło.

Determinacja i wola walki sprawiają, że Saba szybko wspina się na mojej prywatnej liście ulubionych protagonistek. Gdy została zmuszona do brutalnych walk (trochę na wzór gladiatorów) została nazwana Aniołem Śmierci. Jest nie tylko sprawna fizycznie, ale działa z zimną krwią, a arogancją dorównuje samej Celaenie Sardothien. Na swojej drodze spotyka Jacka, a tych dwoje od razu łączy płomienne uczucie. Miałam wrażenie, że romans został tu wepchnięty na siłę, był zdecydowanie zbyt ckliwy, a częste kłótnie sprawiały wrażenie dziecinnych i naiwnych. Już lepsza chemia połączyła główną bohaterkę z Maev, przywódczynię Wolnych Jastrzębi, przywodzących na myśl mitologiczne Amazonki, choć i ich relacje nie miały zbyt dużego pola do popisu.

Kompletnym przeciwieństwem Jacka jest DeMalo. Pojawia się jedynie kilkakrotnie w (zbyt) krótkich epizodach; otacza go aura tajemniczości, przeraża Sabę, ale również ją intryguje. Od razu dodam, że w żadnej mierze nie występuje tu trójkąt miłosny, a spotkania z DeMalo są zbyt krótkie, by wychodzić ponad zwykłą fascynację. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa jego postaci, w pewien sposób przypomina mi Darklinga z magicznej trylogii Leigh Bardugo, a to chyba mówi samo za siebie!

Krwawego szlaku się nie czyta - go się pożera w całości. Z każdą stroną pragnęłam więcej odpowiedzi, więcej postaci i więcej świata wykreowanego przez Moirę Young. Zarezerwujcie sobie dużo wolnego czasu, bo od pierwszego tomu tej fascynującej serii nie będziecie w stanie się oderwać. Pochłonie Was powodzią emocji tak, że odczujecie je na własnej skórze, w Waszych kościach, a słowa przepłyną Wam przed oczami i, ani się obejrzycie, zaskoczeni będziecie wpatrywać się w Podziękowania. Ta pozycja da Wam posmakować nieco z Gry o tron, gdy traficie do Miasta Nadziei, trochę z Przez burze ognia podczas ekscytującej i pełnej niebezpieczeństw podróży Saby w poszukiwaniu brata, lecz przede wszystkim da Wam coś unikatowego, coś charakterystycznego tylko dla siebie - coś, co niezaprzeczalnie schwyta Was w swoje sidła.

"Pójdę za tobą... wszędzie! (...) Na dno jeziora... na krańce ziemi... na Księżyc... do gwiazd!"

Moja ocena: 8/10

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz