sobota, 25 kwietnia 2015

"Dziewczyna w stalowym gorsecie", Kady Cross

Tytuł oryginału: The Girl in the Steel Corset
Seria/cykl wydawniczy: The Steampunk Chronicles #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 440

Popatrzmy na okładkę. Na tytułową dziewczynę w stalowym gorsecie w przepięknej, udrapowanej sukni. Od razu przykuwa wzrok, prawda? Kusi zapowiedzią XIX-wiecznej Anglii połączonej z niezwykłymi zdolnościami, jakimi byli obdarowani X-Meni. Nazwa serii momentalnie sprawia, że fani steampunku patrzą na powieść wygłodniałym wzrokiem. Trudno było się oprzeć, ale jeszcze trudniej jest mi uwierzyć, że tak obiecująca i tak zachwalana pozycja okazała się zwyczajnym niewypałem.

Finley Jayne posiada dwie osobowości, które walczą w niej o dominację. Dziewczyna nie wie, skąd bierze się jej ciemna strona i boi się, do czego jest zdolna. W wyniku drobnego wypadku trafia na Griffina Kinga, młodego księcia, który widzi w niej duży potencjał. On sam posiada nadnaturalne zdolności i pragnie, by dziewczyna dołączyła do jego drobnego zespołu "młodych zdolnych". Jednocześnie prowadzi dochodzenie odnośnie tajemniczego Machinisty, który najprawdopodobniej stoi za ostatnimi atakami automatów i włamaniem do muzeum. Co połączy ze sobą dziewczynę o dwóch twarzach, obdarowany niezwykłymi zdolnościami zespół Griffina i pozornie przypadkowe napady w samym sercu wiktoriańskiej Anglii?

Przez całą lekturę miałam wrażenie, jakby brakowało mi fragmentów książki. Gdzie uciekł akapit, który powinien pogłębić daną kwestię, wprowadzić czytelnika do nowego świata, podarować mu trochę magii, jaką był XIX wiek? Bo gdyby nie wzmianka o panowaniu królowej Wiktorii nie wiem, gdzie indziej odnalazłabym cezurę powieści. Brak bardziej szczegółowego portretu realiów wykreowanego przez Cross świata spowodował, że bohaterowie sprawiali wrażenie oderwanych od rzeczywistości. Steampunk niby był, cała otoczka z automatami, zmechanizowanymi fragmentami ciała, a nawet urządzenie do złudzenia przypominające dzisiejszy telefon komórkowy (z opcją będącą lustrzanym odbiciem smsowania, choć z bardziej zakrojoną skalą), ale nie sądzę, by fani tego gatunku byli wniebowzięci. Ubytki w detalach odebrały Dziewczynie w stalowym gorsecie głębi.

Niewiele lepsze zdanie wyrobiłam sobie na temat bohaterów. Obiecująca wydaje mi się postać Finley, a zwłaszcza jej ciemna strona. Dzięki niej nie tylko wyostrzają się wszystkie zmysły dziewczyny, ale staje się bardziej arogancka i pewna siebie. Kto nie uwielbia protagonistek będących w stanie powalić mężczyznę na ziemię jednym ciosem pięści? Niestety, w swojej zwyczajnej formie nie stanowi nikogo wyjątkowego, czy godnego uwagi.

Nie lepiej rysuje się postać Griffina, wybawcy Finley, który jest dla mnie podróbą Ganseya z Króla Kruków (i to niezbyt udaną). Wspólniczka młodego księcia, Emily, jest mózgiem zespołu i naprawdę intrygującą bohaterką; prowadzi wszelkie badania, pomagające w dochodzeniu, a jako inżynierka nie ma sobie równych. Szkoda, że jej potencjał nie został nawet w połowie wykorzystany. W zespole Griffina odnajdujemy także Sama, jednak dla mnie jest jedynie groźnie wyglądającym chłopakiem, którego siła budzi respekt, ale rozum - już nie tak bardzo.

Relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami wydawały mi się sztuczne i naciągane. Nie potrafiłam dostrzec, tak często przez autorkę wspominanej, przyjaźni, a tym bardziej miłości/zauroczenia/czymkolwiek to było, bo, uwaga, mamy tu aż dwa trójkąty miłosne! Nienawidzę takich rozwiązań, ale charakterystyka postaci miała tak dużo braków, że nie przeszkadzały mi one w najmniejszym stopniu. Sama jestem w głębokim szoku, wierzcie mi.

Brak fajerwerków w kreacji bohaterów i detalach dotyczących świata przedstawionego, może przynajmniej fabuła rysuje się nieco lepiej? I tu muszę Was rozczarować - została jak żywcem wyjęta z Mechanicznego anioła, nawet nie dbając o pozory oryginalności. Nie dostrzegłam żadnej grozy w tajemniczej postaci Machinisty, ani jego rzekomo przerażających automatach. Rozwiązanie zagadki szybko staje się tak oczywiste, że aż kuje w oczy, ale autorka postanawia potrzymać swoich bohaterów w słodkiej niepewności. Tak więc gdy gang Griffina w końcu wykrzykuje Eureka!, czytelnik ze znużeniem przewraca oczami. Zamiast gradacji napięcia dostajemy nieudolne próby wykreowania mrocznej atmosfery tajemniczości, co ostatecznie kończy się płaczem - bynajmniej nie ze wzruszenia, ale łzami wylanymi nad głupotą postaci.

Dziewczyna w stalowym gorsecie stanowi usilne starania stworzenia czegoś niezwykłego i, wierzcie mi, ta powieść naprawdę posiada w sobie potencjał. Żałuję, że autorka nie pokusiła się o nieco więcej detali i porzuciła powielanie tych samych schematów, w zamian dając coś od siebie. Może to czysta naiwność, a może też wrodzona ciekawość (albo skłonności masochistyczne, nigdy nie wiadomo), ale w bliżej nieokreślonej przyszłości chciałabym zapoznać się z tomem drugim. Może on wykorzysta ledwo tlący się ogień potencjału swojej poprzedniczki.

Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz