poniedziałek, 5 stycznia 2015

"Obsydian", Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Obsydian
Tytuł oryginału: Obsidian
Autorka: Jennifer L. Armentrout
Seria/cykl wydawniczy: Lux #1
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 400
Moja ocena: 6/10

"Można być wyjątkowym na wiele sposobów, nie sądzisz, Daemonie?"

Katy wraz z mamą przeprowadzają się ze słonecznej Florydy do zapomnianej przez Boga Wirginii Zachodniej. Pech (albo i szczęście) by chciał, osiedlają się w domu na przeciwko dwójki rodzeństwa: aroganckiego, ale za to niesamowicie przystojnego, Daemona, i jego siostry, Dee, stanowiącej dla niego kompletne przeciwieństwo. Dziewczyny szybko się zaprzyjaźniają, natomiast chłopak żywi wyraźną i, na początku niewytłumaczalną, niechęć do nowej. Wkrótce Katy zacznie dostrzegać, że Damon i Dee nie są zwyczajnym rodzeństwem, a ona mogła właśnie wplątać się w coś naprawdę nie z tej ziemi. 

O serii Lux usłyszałam już kilka lat temu, kiedy nie była jeszcze wydana w Polsce. Dlatego kiedy tylko wpadła w moje ręce, byłam jej lekturą niezwykle podekscytowana. Moje oczekiwania, zdaje się, były nieco na wyrost, aczkolwiek nie przeszkodziło mi to w zaskakująco pozytywnym odebraniu powieści.

Z początku Obsydian bardzo mi przypominał Zmierzch. I ja wiem, /ja wiem/, że pewnie czytaliście już o tym dosłownie wszędzie, ale faktów nie da się zmienić. Nowa dziewczyna, chłopak, który z jakiegoś powodu darzy ją niechęcią; a jednak wątek paranormalny zaskakuje, jest to coś nowego i intrygującego. Oczywiście, kiedy patrzę jeszcze raz na całą fabułę, to znajduję o wiele więcej powiązań z sagą Stephenie Meyer, na przykład pod względem samych wydarzeń (bez spoilerów). Tyle, że po pewnym czasie mnie już to nie obchodziło. Byłam tak zaczytana, tak pochłonięta światem J. L. Armentrout, że pararele nie miały dla mnie znaczenia.

Nie jest to powieść wybitna pod względem fabuły, a jednak trzyma w napięciu aż do ostatnich stron. Duży wpływ mają na to nieustające kłótnie i sprzeczki Daemona i Katy. Są jak ogień i woda, ich potyczki ogląda się jak mecz tenisowy, gdzie nieustannie patrzymy w tę i z powrotem za odbijaną piłeczką. Przez pierwsze rozdziały ich sprzeczki wydawały mi się dziecinne, ale z czasem miałam jak największą nadzieję na sceny z udziałem tej dwójki (moje oczekiwania zostały w stu procentach spełnione). Postacie są szablonowe, aczkolwiek nie mogłam nie polubić Katy, która miała w sobie mieszankę wielu protagonistów, ale bardzo ją ceniłam: za zachowanie zimnej krwi w trudnych sytuacjach, za błyskotliwe uwagi, cięty język i, jako bonus, literacką obsesję (tutaj chyba każda Czytelnika, recenzentka czy nie, mogła się z nią utożsamić).

Obsydian czyta się na jednym tchu, jest złożony głownie z dialogów, chociaż powieść nie cierpi na brak akapitów opisowych. Narrator jest pierwszoosobowy, wypowiada się Katy w czasie przeszłym. Kompozycja wydaje się wprost idealna, opisy nie są zbyt długie i nie spowalniają akcji. Jedyne, co mogło mi przeszkadzać, to styl, który momentami wydawał się, nie wiem, nienaturalny, może zbyt kolokwialny, składnia nie ta, oraz dialogi, w których niektóre, głębokie przemyślenia Daemona wydawały się po prostu sztuczne.

Na zakończenie, tuż po Podziękowaniach, autorka przygotowała dla nas kilkanaście stron wybranych sytuacji przedstawionych z perspektywy Daemona. Byłam bardzo przyjemnie zaskoczona i uważam, że to świetny krok z jej strony. Rzuca trochę światła na przemyślenia i komentarze tajemniczego i nierzadko sarkastycznego chłopaka.

Obsydian to przyjemna i wciągająca lektura. Oczywiście, znalazło się kilka minusów, ale nie przeszkodziło mi to w żadnym stopniu w pozytywnym odbiorze pozycji. Jest to niezobowiązująca powieść na jeden wieczór, pod wieloma względami mająca swój niepowtarzalny urok. Mam nadzieję, że kontynuację, Onyks, uda mi się przeczytać jak najszybciej.

1 komentarz:

  1. Jakoś nie miałam ochoty na tę serię, pomimo wielu pozytywnych opinii (a czasem nawet zachwytów). Jakoś przejadła mi się tego typu literatura, choć nie mówię jej kategorycznie "nie". Może, gdy będę szukała czegoś na jeden wieczór, tak jak napisałaś, to sięgnę akurat po nią? :)

    OdpowiedzUsuń