poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Krew Olimpu", Rick Riordan

Tytuł: Krew Olimpu
Tytuł oryginału: The Blood of Olympus
Autor: Rick Riordan
Seria/cykl wydaniczy: Olimpijscy herosi #5
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 496
Moja ocena: 7/10

"Otrzymanie drugiej szansy w życiu to jedno. Wykorzystanie jej i uczynienie życia lepszym - oto sztuka."

Od wielkiej bitwy, która ma rozegrać się 1. sierpnia, herosów dzieli już tylko kilka tygodni. Nico, Reyna i trener Hedge starają się zapobiec rozlewowi krwi pomiędzy obozem rzymskim a greckim, próbując przetransportować Atenę Partenos do Nowego Jorku podróżą przez cienie, a załoga Argo II kieruje się w stronę Aten, by zapobiec przebudzeniu Gai. Brzmi banalnie? Nic bardziej mylnego. Na drodze herosów staną poplecznicy Matki Ziemi, gotowi pokrzyżować ich plany i zapobiec bezpiecznemu dotarciu do wyznaczonego celu. Bohaterowie wyprawy będą musieli zmierzyć się nie tylko z potworami, ale również z samymi sobą, ze wspomnieniami i trudnymi decyzjami. Czy Wielkiej Siódemce uda się wykonać obydwa zadania na czas? Czy wszyscy dotrwają do zakończenia wielkiej bitwy?

Po przeczytaniu Krwi Olimpu czuję lekki niedosyt. Wydaje mi się, że oczekiwałam czegoś bardziej spektakularnego po zwieńczeniu przygód załogi Argo II. Mentalnie przygotowywałam się na morze wylanych łez, czegoś w stylu finału jak z Ostatniego Olimpijczyka. Tymczasem dostałam powieść dobrą, lecz nie wstrząsająca, powiedziałabym nawet, że stonowaną. Oczywiście, były niezliczone momenty trzymające w napięciu, ale powieść nie obfitowała w wiele ekscytujących wydarzeń. Chciałam całe niebo fajerwerków, a na koniec dostałam tylko jeden (dosłownie).

Tak naprawdę przez większość czasu nic się nie działo. Było /bardzo/ mało Percy'ego czy Annabeth (okej, wiem, że byłam pod tym względem rozpuszczana przez trzy ostatnie tomy, ale i tak mi ich brakowało), chociaż pod wieloma względami to nawet lepiej. Bliżej poznałam załogę Argo II, o wiele bardziej przywiązałam się się do Nica i Reyny. Autor skupił się na psychicznym wizerunku każdej z postaci, było wiele detali, które pozwoliły Czytelnikowi na zrozumienie motywów bohaterów, a co za tym idzie - obdarzenie ich większą sympatią.

Język powieści niezmiennie pozostaje prosty i przystępny, nie zabrakło również humorystycznych perełek w typowym, Riordanowkim stylu, które doprowadzały do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Pod tym względem, sądzę i mam nadzieję, książki tego autora nigdy się nie zmienią.

W finałowym tomie zabrakło mi tego czegoś, ale i tak pozycja wzbudza we mnie niezwykły sentyment. Może to przez bohaterów, których losy śledzę nieprzerwanie od kilku lat, ich zachowania, które są tak dla postaci typowe, że powodują uśmiech w kąciku ust, wszystkie żarty związane z ich przyzwyczajeniami; czuję się, jakby byli moimi starymi, dobrymi przyjaciółmi. Może ta szczypta, nie, całe garście dobrego humoru powodują, że na pewne braki patrzy się z przymrużeniem oka. Przyznam, że czytanie Krwi Olimpu zajęło mi stosunkowo dużo czasu, jednakże cała seria jest więcej, niż warta przeczytania i jeśli jeszcze nie rozpoczęliście swojej przygody z Olimpijskimi herosami powinniście jak najszybciej to nadrobić!

"Są takie cierpienia, których nie powinno się uśmierzać. Trzeba się z nimi uporać, trzeba się nawet z nimi pogodzić."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz