niedziela, 23 sierpnia 2015

"Avery", Charlotte McConaghy



Zapewne większość z Was widzi tę książkę po raz pierwszy. W porządku, do niedawna ja również nie miałam o niej pojęcia. Jednak teraz, kilka dni po lekturze, nie jestem w stanie czegoś zrozumieć. Dlaczego? Dlaczego tak piękna, poruszająca, zadziwiająco niezwykła powieść nie posiada większego grona fanów? Dlaczego wpadłam na nią zupełnie przypadkiem, podczas gdy powinnam być tym tytułem zasypywana ze wszystkich stron?

Pirenti i Kaya to krainy wojujące ze sobą od wieków. Korzenie konfliktu sięgają tak daleko, że nikt już nie pamięta ich źródeł, jednak nienawiść obydwu ludów zdaje się nigdy nie gasnąć. Podczas gdy pierwsi uważają miłość za słabość, drudzy traktują ją jako najsilniejszą z więzi. Magia uczucia zespaja ich duszę w jedną - choć wciąż egzystują w dwóch ciałach. Gdy umiera jedno, umiera i drugie. Więc dlaczego Ava wciąż żyje? Patrzyła na śmierć ukochanego mężczyzny, smutek rozerwał jej duszę na pół - a mimo to nadal oddycha. Z trudem, lecz żyje.

Dlatego poprzysięga zemstę. Królowa Pirenti, odpowiedzialna za śmierć ukochanego Avy, musi zginąć. Jednak dziewczynie nie będzie dane wprowadzić planów w życie. Uwięziona przez księcia wrogiego ludu, Ambrose'a, a następnie zmuszona do walki o przetrwanie na pełnej niebezpieczeństw wyspie stanie przed nowymi wątpliwościami w równej mierze, jak jej oprawca. W obliczu tej niecodziennej przygody zaczną kwestionować wszystko.

"Tell me why you hurt with each breath, and why you can't smile. Tell me what it is that makes you so fearless."

Można powiedzieć, że to wszystko już było - przedstawiciele dwóch zwaśnionych ludów, nienawiść przechodząca w akceptację i dziwną fascynację. Jednak zamiast tego na usta ciśnie mi się określenie unikatowa. Do tej całej przewidywalności i schematów autorka zdołała wpleść elementy, które zachwycają i chwytają za serce. Pomimo tego, że lekturze można by zarzucić przewidywalność, i tak nie byłam się w stanie od niej oderwać, bo Charlotte McConaghy udało się nieprzerwanie wzbudzać moją ciekawość od pierwszej do ostatniej strony.

Kliknij, aby powiększyć
Dobre tło dla pozycji z gatunku fantasy to podstawa. Na każdej stronie widać dobrze przemyślany koncept przejawiający się w niezwykłej dbałości o szczegóły. U Kayan magiczne są nie tylko więzi łączące dwie zakochane osoby, ale również ich oczy zmieniające barwę w zależności od nastroju i uczuć. Gdyby przypisać im jeden żywioł, byłaby to woda; wielu z nich to świetni pływacy, inni od dziecka uczyli się połowu ryb, a pozostali znają się na tajnikach żeglugi. Ponadto są w stanie wytworzyć więź między człowiekiem a pegazem - słabszą, niż tę między ludźmi, jednak wciąż z elementem magii. Jedyną cechą wspólną z ludem Pirenti jest sprawność fizyczna i zaprawienie w boju - obydwie krainy posiadają wielu uzdolnionych wojowników. Na tym podobieństwa się kończą.

Podczas gdy u Kayan kobiety walczą u boku mężczyzn, są na równi z nimi, tak ich wrogowie traktują płeć żeńską jako istotę niższej kategorii. Z pewnością nie wyobrażają ich sobie z orężem w dłoni, często mają być po prostu dobrymi żonami i matkami. Zawsze potulne i usłużne mężczyznom - z jednym wyjątkiem, królową Pirenti. To jedyna silna kobieta w państwie, która przyporządkowała sobie wszystkich. Niebezpieczna, zabójcza i bezwzględna; nie ma w sobie litości ani dla podwładnych, ani dla wrogów, ani dla żadnego z synów.

"You've a beating heart in your chest, and it's strong. Don't you understand? It's not ruined - you're not ruined."

Bo Ambrose i Ava nie są jedynymi głównymi bohaterami. Dzięki ich przygodom poznajemy świat Kayan, natomiast oprócz nich mamy wgląd w punkt widzenia dwóch innych postaci, Thorne'a i Rose. Wydaje się, że cztery narracje to jednak zbyt dużo - z pewnością nie dla Charlotte McConaghy. Dzięki drugiej parze poznajemy życie dworskie w Pirenti. Myślę, że to właśnie ich relacje są czymś świeżym, co fascynuje na każdym kroku. Są trudne, złożone i nadzwyczaj skomplikowane. Thorne to następca tronu, najpotężniejszy z wojowników, a Rose żyje bardziej w sferze marzeń niż rzeczywistości. On musi się nauczyć, jak kochać i jak okazywać troskę, wypierając się wszystkiego, co wpajano mu od dziecka. Ona musi zwalczyć własne demony lub też nauczyć się z nimi żyć; musi przestać uciekać. Obydwoje są jak dwa niepasujące do siebie kawałki, nieustannie zderzające się ze sobą krawędziami, jednak po pewnym czasie to, co zostanie, będzie dwoma idealnymi połówkami jednej całości.

Relacje Thorne'a i Rose intrygują niejednoznacznością, jednak to Ambrose i Ava byli źródłem potopu wrażeń. Już dawno nie czytałam o emocjach tak boleśnie prawdziwych, tak surowych i żywych. Wbrew pozorom nie połączy ich typowe uczucie. W końcu Ava ma jedynie połowę duszy, a jej jedynym celem jest pomszczenie ukochanego. Powinna być martwa i w pewnym sensie jest, bo nie potrafi czerpać radości z życia. Nawet, gdy poczuje coś do Ambrose, nawet jeśli będzie to coś czystego, i tak nie będzie w stanie wyzbyć się poczucia winy, strachu a przede wszystkim tęsknoty do zmarłego partnera. Ich relacje są przepełnione bólem, bo pomimo determinacji Ambrose'a chłopak jest bezsilny, jeśli Ava nie zaakceptuje samej siebie i tego, co tworzy się między nimi, ale przede wszystkim pięknem i kolorem złota, gdyż ich miłość może być silniejsza od uprzedzeń.

"There was a shift in the air, in my heart. The world had changed at the sight of this boy."

Nim zaczniecie przygodę z Avery, warto odnotować, że to przede wszystkim romans. Nie ważne, ile pochlebnych słów tutaj napiszę, i jak Was nie oczaruję, jeśli nie przepadacie za tym gatunkiem, nie znajdziecie tu wiele dla siebie. Całe piękno pozycji polega na uczuciach trudnych i skomplikowanych, których przeszkodą są uprzedzenia oraz konieczność walki z własną przeszłością. Autorka urzeka stylem i bogatym językiem, zalewając nas potokiem emocji, spod których trudno się wydostać; jak złapały mnie w swoje sidła na pierwszych stronach, tak nie wypuściły aż do ostatnich. Jestem oczarowana kontrastującymi ze sobą lądami Kayi oraz Pirenti, a także wielowarstwowością charakterów. O bohaterach Avery można by pisać eseje; skrywają w sobie prawdziwe oceany ukrytych marzeń, bólu przeszłości, od którego nie są w stanie się uwolnić. Ambrose, którego serce jest zbyt wielkie dla Pirenti, Ava, której egzystencję wszyscy uważali za błąd, tragiczny przypadek losu po śmierci jej ukochanego, z czego konsekwencjami będzie walczyć przez lata. Thorne, z jego furią, Rose, z delikatnym ciałem i umysłem silnym niczym stal.

Tak, Avery ma wady - niektóre wydarzenia są nieco zbyt wyidealizowane, a już w trakcie lektury można wydedukować zawartość kolejnych rozdziałów. Jednak nikną one w obliczu realistycznych emocji oraz drobnych niespodzianek, które skrywa w sobie każdy z bohaterów. Nawet wielka królowa Pirenti ma własne demony. Charlotte McConaghy podarowała swoim postaciom wielowymiarowość, obdarowała ich starannie wyselekcjonowanymi cechami charakteru, uformowała ich, jednocześnie upewniając się, że ma do nich podstawy. Najdrobniejsze elementy powieści współgrają ze sobą w spektakularnej harmonii, co czyni tę pozycję jedną z najlepszych, jaką dane mi było czytać. Nie tylko w gatunku romansu czy fantasy, lecz w literaturze w ogóle. McConaghy zabrała mnie na granice świata i pokazała, co leży poza nimi i serdecznie jej za to dziękuję.

"But now there was this - now there was her. Whose smile might be the death of me, the life of me."

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz