piątek, 20 marca 2015

"Gra Endera", Orson Scott Card

Tytuł oryginalny: Ender's Game
Seria/cykl wydawniczy: Saga Endera #1
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 328
Data wydania: 15 stycznia 1985
Data wydania w Polsce: 15 października 2009
Moja ocena: 9/10

"(...) - Jesteś Wigginem.
- Cokolwiek to oznacza.
- To oznacza, że kiedyś zmienisz świat."

Nie doceniłam tej powieści. Nim jeszcze przystąpiłam do lektury, oczekiwałam czegoś lekkiego, pozycji na jeden wieczór, pełnej akcji i międzygalaktycznych potyczek. Otrzymałam coś o wiele bardziej wartościowego. 

Robale. Tak wszyscy nazywają przybyszy z kosmosu, którzy już dwukrotnie starali się przeprowadzić inwazję na Ziemię. I szykują się do trzeciej. Właśnie wtedy Szkoła Bojowa decyduje się na rekrutację Endera Wiggina, odznaczającego się ponadprzeciętną inteligencją sześciolatka, być może ostatniej nadziei ludzkości. Jednak nim przystąpi do walki, przejdzie rygorystyczne ćwiczenia, znajdzie się na krawędzi upadku, zostanie doprowadzony do granic możliwości, by stać się najlepszym. Czy umysł kilkuletniego dziecka podoła takim próbom? Czy Ender będzie osobą, która uratuje świat przed Trzecią Inwazją?

Gra Endera jest dopracowana w każdym calu, zachwyca stylem i wyszukanym językiem. Każda strona jest oznaką intelektu i przemyślanych działań, będąc jednocześnie krytyką świata, w którym przyszło żyć samemu autorowi. Wielu schematów można również doszukiwać się we współczesnych realiach, co świadczy o ponadczasowości książki.

Jest to jednocześnie bardzo specyficzna pozycja, skupiająca się bardziej na psychologicznym obrazie bohaterów, niż na kosmicznych bataliach, które są motywem przewodnim w gatunku science-fiction. Od początku do niemalże samego końca czytelnik śledzi zmagania Endera w salach treningowych, przygląda się jego wzlotom i upadkom, razem z nim pogrąża się w wszechobecnych wymaganiach, próbując przeskoczyć coraz wyżej stawiane poprzeczki. Jest to walka w równej mierze na poziome fizycznym co psychicznym.

Nie da się ukryć, że lektura nie należy do prostych, ani szybkich; wymaga całkowitego skupienia. Osobiście dużo czasu zajęło mi czytanie tej książki, często robiłam również przerwy. Gra Endera to sieć splotów wydarzeń, które mają spotkać się w szokującym punkcie kulminacyjnym, po którym gwarantowany jest "czytelniczy jet lag". Wnosi mnóstwo wartości - mnogość paralelizmów m.in. biblijnych (pod koniec nie byłam w stanie wyjść z podziwu, jak harmonijnie wszystkie elementy zostały połączone, jak drobne detale, które wcześniej nie miały większego znaczenia, pomogły w interpretacji finału), fantastyczny styl i bogaty język, szczegółowo dopracowany poziom psychologiczny i krytyka świata rzeczywistego w jego fikcyjnym przedstawieniu. 

Wiem, że jest to jedynie początek serii, może kiedyś zdecyduję się przeczytać kontynuację, ale na tę chwilę jestem w pełni usatysfakcjonowana tomem pierwszym. Nie pozostawia po sobie pytań, a dużo przemyśleń. Jest to lektura, która podobała się trzydzieści lat temu, podoba się teraz i, założę się, będzie podobać się za kolejnym pokoleniom.

1 komentarz:

  1. Czytałam "Grę Endera" już spory czas temu, zgaduję że ponad rok. Rzeczywiście czyta się nie tyle trudno, o ile trzeba się skupić na czytaniu. Wszystko jest dopracowane, liczy się każdy szczegół. I tak jak pisałaś, nie pozostawia pytań. Mimo, że czytałam ją już dawno, nadal nie zmobilizowałam się do przeczytania kolejnych części. Chociaż mam ochotę, ale nie czuję wewnętrznego parcia na dalsze czytanie serii. Jak będę miała okazję to przeczytam.

    http://whiteblackbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń